Mediugorje – Orędzie Matki Bożej z 25 października 2022
Dawajcie radosne świadectwo waszej wiary
i nie traćcie nadziei na przemianę ludzkiego serca
Drogie dzieci!
|
Teraz i ja rozpoznaję Go w Hostii
Teraz i ja rozpoznaję Go w Hostii (Cudowne nawrócenie protestantki)Minęło już ponad dwadzieścia lat, odkąd po raz pierwszy stanęłam na czerwonej ziemi Medjugorie, leżącego obecnie w Bośni i Hercegowinie. Do miejsca, któremu przypisywano codzienne objawiania się Matki Bożej sześciorgu młodym ludziom, pojechałam nie jako pątniczka, lecz jako sceptycznie nastawiona dziennikarka protestancka.
|
Nie uwierzyłabym nikomu, kto opowiadałby mi o zjawisku, którego sama tam doświadczyłam. Nie miałam też pojęcia, jakich zmian dokona ono w moim życiu. Przyjechałam do Medjugorie 24 czerwca 1985 roku, to jest po ponad siedemnastu latach od swego wkroczenia w fascynujący – aczkolwiek często cyniczny – świat dziennikarstwa.
Przez te lata pracowałam dla ogólnokrajowych gazet i różnorodnych magazynów – w dziedzinach od tematyki kobiecej i ludzkich zainteresowań po serwisy informacyjne oraz reportaże dochodzeniowe.
Gdyby ktoś mnie zapytał, odpowiedziałabym, że byłam wszędzie i widziałam wszystko – począwszy od zuchwałego, nierzeczywistego świata gwiazd muzyki i filmu, przez spotkanie z matką Teresą z Kalkuty, po prywatną audiencję u papieża Pawła VI w Watykanie (ta ostatnia to prawdziwa sensacja); od historii o wielkiej odwadze człowieka i wspaniałych jego osiągnięciach po te o całkowitym jego upodleniu, wręcz nieludzkie. W większości z nich udało mi się zachować bezstronność i być obiektywną.
Kiedy poproszono mnie o zbadanie wydarzeń w tej nieznanej, rolniczej dolinie, która wchodziła wówczas w skład komunistycznej Jugosławii, nie spodziewałam się, że choć zachowam obiektywizm, to już utrzymaniu przeze mnie dystansu zostanie rzucone wyzwanie, jakiego jeszcze nigdy dotąd nie doświadczyłam.
Fakt, że nie byłam wyznania rzymskokatolickiego, miał dla redaktora serwisu informacyjnego Irish Times, dla którego pracowałam, duże znaczenie w odniesieniu do relacji o objawieniach w Medjugorie. On sam, wychowany w wierze mniejszościowego w Irlandii Kościoła protestanckiego, uważał, że wniosę do powierzonego mi zadania zarówno obiektywizm, jak i sporą dozę realizmu.
Był to pogląd, z którym się w zupełności zgadzałam. Ponadto niewątpliwie interesujący był fakt, że po raz pierwszy ogólnokrajowa gazeta irlandzka miała zamiar zamieścić reportaż o tak zwanych objawieniach, które podobno miały mieć miejsce w tej jugosłowiańskiej miejscowości.
Było niesamowicie gorąco, kiedy o czwartej po południu kierowca samochodu, którym podróżowałam, zatrzymał się przed dwuwieżowym kościołem św. Jakuba w Medjugorie. Wysadzając mnie, obiecał odwieźć mnie później do pobliskiej wioski, gdzie miałam spać.
Moją uwagę przyciągnął najpierw ogromny tłum zgromadzony wokół kościoła. Dowiedziałam się później, że ponad 100 000 ludzi zjechało do doliny, aby świętować czwartą rocznicę objawień „Królowej Pokoju”.
Przedstawiając się kobiecie ułatwiającej anglojęzycznym pielgrzymom pobyt w parafii, poprosiłam ją o zorganizowanie spotkania z „widzącymi” oraz opiekującymi się nimi kapłanami. Z delikatnym uśmiechem przewodniczka odpowiedziała mi, że skoro wieczorna ceremonia zaraz się zacznie, może mogłabym pospacerować sobie dookoła i doświadczyć nieco atmosfery wioski.
Obiecała, że nazajutrz pomoże mi zorganizować wywiady, o które prosiłam. Umówiłam się więc z nią na kolejny dzień i posłuchałam jej rady, przez następną godzinę przechadzając się naokoło świątyni, obserwując wszystko bacznie i robiąc notatki z tego, co zauważyłam.
Tym, czego doznawałam od momentu, kiedy wysiadłam z samochodu i obeszłam teren wokół kościoła, było uczucie całkowitego pokoju, który zdawał się wszechogarniać to zacofane miejsce pomimo zgromadzonych tam tłumów.
Pod drzewami dostrzegłam grupki ludzi rozmawiających z księżmi lub z którymś z brązowohabitowych franciszkanów z kościoła św. Jakuba. Inni siedzieli lub klęczeli, samotnie bądź w małych grupach, modląc się, czytając lub rozmawiając ściszonym głosem w wielu różnych językach.
Cztery lata po pierwszych doniesieniach o objawieniach maryjnych ludzie z prawie każdego zakątka świata zebrali się tutaj, przyciągnięci czymś, co zdawało mi się zupełnie nielogiczne i niewiarygodne.
Krótko po godz. 18 udało mi się znaleźć miejsce stojące z oparciem o prawą, zewnętrzną ścianę kościoła, centralnego punktu dla małych wiosek rozrzuconych po dolinie. Był koniec czerwca, słońce świeciło jasno i mocno. Wieczorne nabożeństwo się rozpoczęło; kościół był wypełniony do granic możliwości, tak że tłum ludzi wylewał się z obu jego bocznych wyjść oraz przez wyjście frontowe i rozciągał się aż do pobliskich drzew.
Głośniki transmitowały nabożeństwo w lokalnym języku chorwackim dla zgromadzonych na zewnątrz wiernych. Dopiero następnego dnia odkryłam, że odmawiano różaniec. Nie zdawałam sobie też sprawy z tego, że to, czego doświadczyłam wkrótce potem, zbiegło się w czasie z chwilą codziennego objawienia.
Wszystko, co wiedziałam, to to, że atmosfera wokół jest pełna pokoju, że kierowca nie wróci wcześniej niż za kilka godzin – i że mogę nawet trochę się opalić, jeśli zwrócę twarz w stronę zachodzącego słońca, tak mocno jeszcze świecącego ponad drzewami posadzonymi naprzeciw kościoła.
Stałam zatopiona w cieple i we własnych myślach o tym, z kim mogłabym jutro przeprowadzić wywiad rozpoczynający moje dochodzenie w sprawie dziwacznych twierdzeń o objawieniach, gdy nagle moją uwagę zwróciły dziecięce głosy, głośno i natarczywie przywołujące swoich rodziców.
Rozglądając się wokół, aby zobaczyć, co przestraszyło dzieci, zdałam sobie sprawę, że wskazują one na niebo przede mną. Podniosłam rękę, aby osłonić oczy przed słońcem, i skierowałam się w stronę wskazywaną przez nie palcami – i na krótki moment nie uwierzyłam własnym oczom. Zamknęłam je i spojrzałam ponownie po chwili, widząc dokładnie tę samą rzecz: na wprost mnie, na niebie, słońce wirowało niczym ogromny bąk.
W miarę jak patrzyłam, spod słońca zaczęły wypływać strumieniami kolory – czerwony, zielony, żółty i niebieski – okrążając je pojedynczo, a ono samo przez cały czas wirowało. Następnie środek słońca poczerwieniał, a potem przybrał kolor czarny i powrócił do normalnej jasności. Nieco z prawej strony nad nim ujrzałam coś, co wydawało się powstającymi z białych obłoczków literami.
W miarę patrzenia na niebie, ponad tańczącym słońcem, pojawiło się słowo „Peace” (pokój) – po angielsku, ale napisane jakby celtyckimi literami, zupełnie takimi samymi jak w starej irlandzkiej Księdze z Kells, przepisywanej ręcznie przez mnichów wiele stuleci temu.
Wydaje się, że zjawisko to trwało 20 do 30 sekund – chociaż, jeśli mam być szczera, to nie sprawdzałam czasu – potem słowo zniknęło, a słońce nadal wirowało i tańczyło. Od czasu do czasu odrywałam wzrok od tego niesamowitego widoku, żeby popatrzeć na reakcje innych.
Zaledwie parę sekund po tym, jak rozpoczęło się widowisko, zdałam sobie sprawę z tego, że nie muszę przysłaniać oczu, ale mogę patrzeć prosto na słońce – co w innych okolicznościach byłoby fizycznie niemożliwe.
Większość ludzi zebranych wokół mnie również patrzyła szeroko otwartymi oczami na niebo i wydawało się, że wszyscy oni doświadczają tego samego nadzwyczajnego zjawiska. W pewnym momencie, kiedy się tak wpatrywałam w niebo, obserwując zjawisko, które trwało około 35 minut, wydawało się, że kręcące się słońce wraz z wirującymi wokół niego kolorami odrywa się od nieba i pospiesznie kieruje się na nas.
Wokoło słyszałam okrzyki strachu pomieszane z wypełnionymi przerażeniem modlitwami, a jasność słoneczna zbliżała się coraz bardziej – aż w końcu widziałam jedynie złote światło. Co dziwne, zdałam sobie sprawę z tego, że nie odczuwałam strachu, gdy światło się zatrzymało i później wycofało się z powrotem na niebo, gdzie słońce kontynuowało wirowanie.
Wkrótce potem nastąpiła ta część tego osobliwego zjawiska, która wywarła faktyczny i długotrwały efekt na moje życie. Otóż gdy się tak wpatrywałam w słońce, zobaczyłam coś, co wydawało się tryskającą z niego fontanną światła. Podobnie jak w przypadku wodnej fontanny tam, gdzie fontanna światła osiągała swój najwyższy punkt, rozdzielało się ono i ku memu najwyższemu zdumieniu ukazała się w tym miejscu postać z rozwartymi ramionami.
Była ona tak jasna i świecąca, że nigdy nie będę w stanie opisać jej ubioru, ale rozpoznałam ją natychmiast, pomimo swego wieloletniego braku zainteresowania sprawami religijnymi: był to zmartwychwstały Chrystus. Świetlista postać była tak wyraźna, że mogłam dostrzec nawet rękawy, które zwisały jej z nadgarstków, spadając w dół aż po skraj szaty, gdzie dotykały jej stóp. Starałam się, jak mogłam, lecz nie udawało mi się dostrzec rysów jasno promieniejącej twarzy Chrystusa, chociaż wiedziałam, że była tam, otoczona włosami spadającymi do ramion. Ludzie stojący w pobliżu trącali mnie w ramię, pytając:
„Widzi pani hostię wyłaniającą się ze słońca?”.
Nie wiedząc, co to jest hostia, odpowiadałam niezmiennie:
„Nie, ale czy widzi pan/pani postać wychodzącą ze słońca?”.
Dziewięciokrotnie postać owa znikała, aby niemal natychmiast powrócić, zawsze poprzedzona fontanną światła. Przypominam sobie, że w pewnym momencie trzymałam swoją rękę przed twarzą – a mimo to cały czas widziałam ową sylwetkę, jakby mojej ręki tam w ogóle nie było!
Stojąc tak w miejscu i wpatrując się w niebo, zdałam sobie sprawę, że łzy płyną mi z oczu i że jedyną myślą wypełniającą mój umysł jest to, iż stoję w obecności Boga.
Później, gdy słońce powróciło już do swej naturalnej i nieruchomej pozycji na niebie, rozmawiałam z około trzydziestoma osobami, stojącymi koło mnie, pytając o ich doświadczenia, ale nie wspominając o swoim własnym.
Doświadczenia wielu z nich były podobne do mojego – ludzie ci widzieli wirujące słońce, kolory owijające się wokół niego i większość z nich była również świadkami tego niewytłumaczalnego pędu słońca w kierunku ziemi. Niektórzy twierdzili ponadto, że w samym centrum jasności widzieli postać kobiety z dzieckiem na ręku, inni – że widzieli krzyż. Nikt nie widział słowa „Pokój”.
Najbardziej zdziwiło mnie jednak to, że nikt nie wspomniał o świetlistej postaci, której pojawiania się byłam wielokrotnym świadkiem. Dopiero po powrocie do domu mój mąż, człowiek głębokiej wiary wyznania rzymskokatolickiego, który jednak nie był nigdy w stanie zachwiać moją wiarą protestancką, powiedział mi spokojnie, lecz z całkowitą pewnością:
„Nie rozumiesz, co się stało? Inni widzieli zbliżającą się hostię i rozpoznali w niej Jezusa. Ty widziałaś ciało, bo nie znałaś pojęcia hostii”.
Było to spostrzeżenie, które w przyszłym czasie miało całkowicie odmienić moje życie.
Jednakże w ciągu następnych dni odłożyłam na bok to swoje doświadczenie i zabrałam się do ustalania tego, z kim z widzących, kapłanów oraz innych ludzi mogłabym się tu spotkać.
Spodziewałam się, planując swoją podróż, zastać tutaj jakąś maryjną propagandę, jednak zamiast tego odkryłam ewangeliczne wezwanie. Sześć młodych osób relacjonowało, że Dziewica mówi:
„Powróćcie do mojego Syna, nawróćcie się, spowiadajcie się, módlcie się, pośćcie, zmieńcie swoje życie!”.
Było to wezwanie Matki, które wydawało się znajdować płynący z głębi serca oddźwięk w niemal każdej osobie, która odwiedzała tę dolinę.
Kilka dni po przybyciu do Medjugorie zostałam przedstawiona kapłanowi, którego widziałam wcześniej, gdy modlił się nad ludźmi. Byłam zdecydowana omijać go z daleka, gdyż jego zachowanie wydawało mi się nienormalne – nigdy nie widziałam podobnych rzeczy. Jednakże moja anglojęzyczna przewodniczka poznała nas ze sobą i ku swemu przerażeniu usłyszałam, jak zwraca się do owego księdza:
„Ojcze, czy mógłbyś pomodlić się z Heather?”.
Zanim się w ogóle zorientowałam, co się dzieje, już siedziałam na dużym kamieniu, niedaleko kościoła, a ów kapłan położył ręce na mojej głowie i począł wzywać Ducha Świętego. Modlił się za moje życie, moją rodzinę i moją pracę dziennikarską. Prosił Ducha Świętego, aby mnie prowadził.
Powiedział mi również, że podczas modlitwy ujrzał dla mnie dwie drogi prowadzące z Medjugorie. Jedna była tą, którą przyjechałam do doliny – i będę mogła nią powrócić, jeśli będę chciała. A po chwili dodał, że Pan Bóg otwiera dla mnie inną drogę i że jeśli ją wybiorę – On zmieni moje życie na zawsze. Stwierdził, że Bóg chce mi coś powiedzieć i że gdy się pomodlę i otworzę Biblię, On do mnie przemówi. Pomyślałam wtedy właśnie tak:
„Dlaczego i jak Bóg chce do mnie mówić – skoro ignorowałam Jego istnienie przez tak wiele lat?”…
W nocy poprzedzającej mój wyjazd z Medjugorie mój umysł był pełen tego, czego doświadczyłam w ostatnich dniach. Uznałam, że zostałam postawiona twarzą w twarz z rzeczywistością Bożego istnienia.
„Co ja teraz z tym zrobię?”
– to pytanie nie dawało mi spokoju. Przypominając sobie, że kapłan polecił mi się modlić, uklękłam przy łóżku.
„Ale jak i o co się modlić po tak wielu latach?”
– zastanawiałam się.
I wówczas przypomniałam sobie, że jeden z pielgrzymów, stojący przede mną podczas porannej Mszy odprawianej w języku angielskim (w której uczestniczyłam głównie ze względów zawodowych), niespodziewanie odwrócił się do mnie i podał mi kartkę papieru. Była na niej wypisana modlitwa. Włożyłam tę kartkę do kieszeni z zamiarem wyrzucenia jej do pierwszego napotkanego kosza na śmieci. Teraz jednak wyciągnęłam ją z kieszeni, rozwinęłam i zaczęłam czytać.
Była tam modlitwa do Ducha Świętego, zapraszająca Go do mojego życia, aby je zmienił i uzdrowił oraz aby odtąd mnie prowadził. W miarę czytania coraz bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, że oczy mam pełne łez – a potem przypomniałam sobie, że ów niedawno poznany ksiądz mówił mi, iż Bóg ma dla mnie wiadomość i że jeżeli otworzę Biblię, On sam będzie do mnie mówił.
Co bardzo dziwne – kiedy dzień przed wyjazdem pakowałam swoje rzeczy, w ostatnim momencie wrzuciłam do walizki Biblię. Dlaczego? Nie miałam pojęcia. Być może dlatego, że jechałam do tak zwanego miejsca religijnego i mogłam potrzebować broni, aby odrzucić twierdzenia, z jakimi mogłam się tam spotkać.
Teraz podniosłam się z klęczek i wyciągnęłam z walizki tę Biblię. Dostałam ją w prezencie na swoje 21. urodziny – od ciotki, która była misjonarką w Kenii. Otwierałam ją dotychczas tylko wtedy, kiedy szukałam odpowiednich słów, które mogłabym dodać małą czcionką na końcu zamieszczanego w dzienniku anonsu o śmierci członka rodziny.
W tamtej chwili, pamiętając słowa modlącego się nade mną kapłana i nie wiedząc, co robić ani w jaki sposób Bóg będzie do mnie mówić, otworzyłam ją w przypadkowym miejscu. Biblia nie była prawie używana i mogłam ją otworzyć gdziekolwiek. Jednakże gdy spojrzałam na tekst, moje oczy natychmiast powędrowały do grupy wersetów, które zaczęłam czytać.
Był to urywek z Ewangelii wg św. Jana, w którym Jezus mówił do swoich uczniów o chlebie życia:
„Jeśli nie będziecie jeść Ciała Syna Człowieczego ani pić Jego Krwi, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem”.
Dotychczas, podobnie jak niektórzy z uczniów, całkowicie odrzucałam w wyznaniu katolickim rzeczywistą obecność Jezusa w Eucharystii. Teraz jednak, w ciszy tego pokoiku w tak dalekim kraju, uczucie głębokiego pokoju wstąpiło do mojego serca i usłyszałam samą siebie, jak mówię Jezusowi:
„Wiesz, Panie Jezu, że jest to dla mnie podstawowa przeszkoda w uznaniu wiary katolickiej. Lecz jeżeli chcesz, daj mi łaskę, abym mogła to pojąć i zaakceptować”.
Dopiero tydzień po swym powrocie do domu zebrałam się na odwagę, aby opisać to, co zaobserwowałam w Medjugorie – ale nawet wtedy nie potrafiłam się przemóc, aby opowiedzieć coś z bardziej osobistych szczegółów. I po wynikłym w ten sposób rozgłosie – nie tylko w dzienniku, w którym pracowałam, ale również w mediach – mógł to być koniec tej historii. Jednak mimo że się starałam, jak mogłam, nie udawało mi się zignorować tego, czego doświadczyłam.
Od tamtej pory zaczęłam uczestniczyć z rodziną we Mszy Świętej. Potem dołączyłam do lokalnej grupy modlitewnej, w której głęboka wiara i prawość napełnionego Duchem Świętym kapłana jeszcze bardziej dotknęły mojego serca.
Wszystko to spowodowało, że zaczęłam wierzyć w rzeczywistą obecność Jezusa w Eucharystii oraz w moc uzdrawiającego wpływu Eucharystii na nasze życie. Jednocześnie coraz bardziej pragnęłam wstąpić do Kościoła katolickiego i doświadczać radości tego wielkiego daru eucharystycznej obecności Jezusa w moim życiu. Ale decyzja o odwróceniu się plecami od pełnego wiary Kościoła, w którym się wychowałam, oraz od swojej rodziny, którą bym mocno tym zraniła, nie była dla mnie łatwa do podjęcia. Modliłam się więc i cierpiałam.
W końcu pewnego dnia, kiedy wraz z grupą osób ze swojej parafii udałam się na nocne czuwanie do bazyliki w Knock – miejscowości w zachodniej Irlandii, gdzie Matka Boża przeszło sto lat temu ukazała się grupie wieśniaków i objawienie to zostało uznane przez Watykan – uczyniłam to, co powinnam zrobić dużo wcześniej. Złożyłam mianowicie cały problem w ręce Jezusa i Jego Matki Maryi oraz poprosiłam Ich, aby wskazali mi dalszą drogę.
Tej nocy w bazylice była również obecna siostra Briege McKenna, osoba obdarzona szczególnymi darami oraz specjalną posługą dla kapłanów, która wygłaszała tam konferencję. Mówiła z pasją o prawdziwej obecności Jezusa w Eucharystii oraz o uzdrawiającej mocy Eucharystii w naszym życiu.
Wszystko, co mówiła s. Briege, było zgodne z tym, w co zaczęłam już wierzyć swym sercem – ale nie miałam odwagi na dalsze działania. Przez łzy, w miarę jak słuchałam, Bóg udzielił mi odwagi do podjęcia decyzji.
Wróciłam do domu i rozpoczęłam przygotowania do przyjęcia wiary rzymskokatolickiej. W dniu 8 grudnia 1988 roku – w święto Niepokalanego Poczęcia i zarazem w trzy i pół roku po swojej pierwszej podróży do Medjugorie w zamiarze napisania demaskującego artykułu o wydarzeniach, do których miało tam dojść – zostałam przyjęta do Kościoła powszechnego
Pełna wiara, do której doszłam, w rzeczywistą obecność Jezusa w Eucharystii stała się fundamentem, na którym zbudowałam swoje nowe życie. Teraz i ja rozpoznaję Go w Hostii – zupełnie tak samo, jak owego czerwcowego wieczoru rozpoznały Go osoby zgromadzone wokół mnie w tym tak błogosławionym miejscu nazywanym Medjugorie.
Heather Parsons, Irlandia
tłum. Iwona Wytrzyszczak
Objawiając się w Fatimie i w Medjugorie, Matka Boża przypomina nam, że największym nieszczęściem dla człowieka jest grzech i trwanie w grzechu, gdyż taka postawa może doprowadzić go do zguby wiecznej. Dlatego z czułością matki prosi każdą i każdego z nas o włączenie się w dzieło ratowania siebie, swoich najbliższych, Polski, Europy i świata.
Wiemy, że tylko miłość Chrystusa może przezwyciężyć całą grozę zła, które ciąży nad nami i nad całą ludzkością. Chrystus potrzebuje jednak naszej zgody, aby mógł działać przez nas i docierać swoją miłością do największych grzeszników.
Jesteśmy więc wezwani do zjednoczenia się z Niepokalanym Sercem Matki Najświętszej, aby nas uczyła żywej wiary i ufności, która ma się wyrazić:
1. W odwróceniu się od grzechu oraz życiu zgodnie z zasadami moralnymi i nauką Kościoła katolickiego.
2. W codziennej modlitwie, na którą powinien składać się między innymi różaniec i czytanie Pisma św.
3. W praktyce pierwszych piątków i sobót miesiąca w intencji wynagrodzenia Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Niepokalanemu Sercu Matki Bożej za grzechy własne i świata.
|
|
Protestant Journalist Claims A Figure She Took To Be Jesus Manifested At Site
January 13, 2018 by sd

By Michael H. Brown
Protestant Journalist Claims A Figure She Took To Be Jesus Manifested At Site
An Irish journalist asserts in a new book, Vicka, Touched by a Mother’s Love, that she encountered extraordinary sights in the skies above the famous apparition site of Medjugorje in Bosnia-Hercegovina.
The journalist, Heather Parsons of Dublin — who at the time was Protestant — says that during her initial visit there in June of 1985, she witnessed what has become known as the “miracle of the sun,” but at a level unusual even by the standards of this reputedly miraculous place. Others too witnessed the display, which Parsons, a skeptic, never expected. “Lifting my hands to shade my eyes from the bright light of the sun, I followed the direction of their pointing fingers — and for one short, sharp moment doubted the reality of my own sight,” she writes in the book. “Closing my eyes momentarily, I looked again and saw exactly the same thing. There, in the sky above me, the sun was spinning like a top. As I watched, colors appeared to come streaming from behind it — red, green, yellow, blue — to circle it independently, while all the time the sun continued to spin.
“Then the center of the sun turned to red and then to black before returning to its usual brightness. Above it, slightly to the right, I suddenly saw what appeared to be white cloudlike letters begin to form. As I watched, the word ‘Peace’ appeared in the sky above the dancing sun — in English, but in what I would have described as Celtic script, just like that in the Book of Kells. Remaining for what seemed like twenty or thirty seconds — although to be honest I was not counting time as I witnessed this extraordinary and unbelievable phenomenon — the word disappeared and the sun continued to spin and dance.”
Native villagers have made similar claims, asserting that a bright, inexplicable inscription appeared in the sky above the holy spot of Mount Krizevac one summer evening in 1981. But in that case the letters had formed a word, “Mir,” in Croatian. “Mir” translates as “peace.” During the 1990s Americans from the New York area snapped photos from Apparition Hill that later showed the word “Christ” in an otherwise clear sky.
Parsons, who has written in Ireland for national newspapers and magazines, reveals that the entire episode lasted about 35 minutes. At one point, the journalist says that the sun appeared to “break away from the heavens” and come rushing toward the crowd — similar to the “great miracle” reported in 1917 at Fatima.
“All around me, I heard cries of fear mingled with terror-filled prayers, as the sun’s brightness came closer and closer until all I could see was a total golden light,” the journalist, who is now Catholic, continues. “Strangely, I realized, I felt no fear before the descent of the sun stopped and then withdrew back into the sky, where it continued to spin.”
This is not what the entire book is about. It is a book about the experiences of others, including the seer Vicka Ivankovic Mijatovic (who recently bore her first child). It is a story of the Blessed Mother’s message. But the phenomena reported by Parsons were profound and of potential prophetic significance. “As I continued to stare at the sun,” she writes, “I saw what seemed like a fountain of light gush up from it. Just as with a fountain of water, where it reached its highest point this fountain of light separated and there appeared, to my utter astonishment, a bright, shining figure with arms outstretched. So bright and shining that I could never describe the whiteness of the garment, but a figure that I immediately recognized, despite my own lack of religious interest for many years, as the Risen Christ.”
Parsons says that other witnesses seemed to be seeing what looked like a Communion Host in front of the sun — a frequent claim at Medjugorje, where a disc-like shape blots out the harmful center rays. Parsons reports that she could see the sleeves that hung from the wrists of the figure as the cloth flowed down to meet the hem of the garment where it touched the figure’s feet. “But I could not see the face,” she explains. “Try as I might, I could not make out the features on the face, although I knew it was there, framed by hair that fell to the shoulders.
“Ten times this figure disappeared, to return again almost immediately, always preceded by the fountain of light. At one point I recall holding my hand in front of my face — and continuing to see the figure as if my hand was not there. And then the realization, as I stood in this place and continued to look up into the sky, that tears were pouring down my face and the only thought in my mind was that I was in the presence of God.”
The Church has not yet ruled on Medjugorje, with an investigation of such phenomena currently in the hands of a national commission composed of the Cardinal in Sarajevo, his auxiliary, and two other bishops. A spokesman for the Cardinal, Father Mato Vovkic, told Spirit Daily that a decision on authenticity will not be rendered until after the apparitions stop. What is the significance of this? Is there a sign for us all in the alleged manifestation of Jesus?
In the coming weeks the Vatican is expected to release guidelines for discerning such claimed apparitions and other phenomena currently sweeping across every habitable continent, and when those strictures come out, we must strictly obey them, as we should obey all that the Pope directs through his congregations. Then we will better discern such reported signs — along with the message.
That message has been peace. It has been love. It has been that the world is only a passing place and we must not allow evil to steal our happiness.
With God, the Holy Spirit, and Jesus — with the prayers of His mother — we have all we need to get through even the most challenging times.
This we have known now for 2,000 years. As Parsons says, “I had gone [to Medjugorje] in 1985 as a Protestant journalist. What I expected to find was Marian propaganda. What I actually found was the gospel message.”