Uzdrowiła go Matka Boża, a on oddał Jej całe życie – świadectwo ks. Patricka Peytona
Uzdrowiła go Matka Boża, a on oddał Jej całe życie! Świadectwo
ks. Patricka Peytona – wielkiego apostoła Maryi i Różańca św.
Historia kapłana, który rozkochał świat w różańcu
Jak pisze o nim ks. Dominik Chmielewski był „szaleńcem Matki Bożej z różańcem w ręku, który uczynił z posługi kapłańskiej wspaniałą pasję zdobycia dla Boga i Maryi każdej rodziny”.
Patrick Peyton CSC był księdzem ze Zgromadzenia Świętego Krzyża, który nauczył się wartości modlitwy różańcowej od swojej skromnej irlandzkiej katolickiej rodziny. Przez amerykanów nazywany jest „Księdzem od Różańca”, ponieważ przez wiele lat prowadził Krucjaty Różańcowe w które angażował wiele słynnych gwiazd, takich jak Bing Crosby czy Grace Kelly. Modlił się razem z dwudziestoma ośmioma milionami ludzi na organizowanych przez siebie ogromnych zgromadzeniach i był pionierem wykorzystania mediów do celów ewangelizacji
Przeczytaj przedpremierowo fragment z jego autobiografii „Wszystko dla Niej” i poznaj jego wyjątkowe świadectwo uzdrowienia za wstawiennictwem Matki Bożej
Chcę zostać kapłanem
Sytuacja rodzinna zmusiła mnie do opuszczenia Irlandii i tak w 1928 roku stanąłem na lądzie Ameryki Północnej. W czerwcu 1932 roku, wstąpiliśmy do nowicjatu Świętego Krzyża, który wtedy mieścił się w Notre Dame. Rok później złożyliśmy czasowe śluby zakonne i zaczęliśmy czteroletnie studia licencjackie. Były trudne i nie powiem, żeby podobały mi się wszystkie kursy – nie na tyle, bym zagłębiał się w nie dla samej wiedzy. Przed oczami miałem cel, jakim było kapłaństwo, a żeby go osiągnąć, musiałem wspiąć się na tę górę. I wspiąłem się; zrobiłbym to nawet, gdyby była dziesięć razy wyższa, a droga trzy razy bardziej wyboista. Kapłaństwo – mój cel, którego często się wypierałem – w końcu znalazło się w zasięgu mojego wzroku. Rzuciłem się do nauki z jeszcze większym zapałem niż wcześniej.
Maryjo ratuj!
Tak było aż do tego październikowego dnia, kiedy zauważyłem plamkę krwi na chusteczce. Z początku nic sobie z tego nie robiłem. Jako dziecko często miewałem krwotoki z nosa i wmówiłem sobie, że to na pewno to samo. Objaw ten powtórzył się jednak kilka razy podczas kaszlu. Musiałem pogodzić się z faktem, że plułem krwią. Dla każdego człowieka w tamtych czasach coś takiego oznaczało tylko jedno – chorobę, której nazwę rzadko wymawiano, ale wszyscy o niej wiedzieli.
Gruźlica była powszechna i z góry zakładano, że jej postępy oznaczają długie lata bezczynności i dyskomfortu. Ponad wszelką wątpliwość potwierdziło się, że moja choroba to właśnie gruźlica […]. Pneumoterapię rozpoczęto prawie natychmiast, ale postępy były powolne i wątpliwe. Zdjęcia rentgenowskie zrobione dwa tygodnie później potwierdziły zaawansowaną gruźlicę prawego płuca z ubytkiem w górnym płacie i „znacznym pogorszeniem stanu patologicznego od czasu poprzedniego badania”. Kolejne prześwietlenia pokazały, że płuco nie zapada się tak, jak powinno pod wpływem pneumoterapii. Leżałem w łóżku i patrzyłem w sufit, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, wiedząc, że przez cały ten czas mój stan tylko się pogarsza, zamiast się polepszać. Lekarze proponowali operację, jednak oznaczała ona potworne okaleczenie. Dokładnie rok po postawieniu diagnozy pozostawało mi wołanie o cud. Wiedziałem, co mam robić. Postanowiłem, że nie będzie żadnej operacji, że zaufam Bogu i zwrócę się do Niego poprzez Jego i moją Matkę. Ona mnie uleczy. Kolejne miesiące przyniosły zaskakujący dla lekarzy odwrót choroby. 13 listopada, wróciłem na konsultację lekarską do Healthwin.
– Co teraz z tym płynem? – spytałem z rosnącą pewnością.
– Całkiem zniknął – odpowiedzieli. – Nie ma po nim nawet śladu.
– W takim razie może mnie wypiszecie i uznacie za zdrowego? Na pewno zdajecie sobie sprawę, co się stało. Zmobilizowaliście mnie do zaufania Bogu i tak właśnie zrobiłem. To Maryja, Matka Boża, wysłuchała moich modlitw. Ona nie robi niczego połowicznie. Chce, żebym wrócił na studia i nie możecie mi w tym przeszkodzić. Potrzebowałem jeszcze trochę czasu, by w pełni wrócić do życia, jednak mój stan z dnia na dzień się poprawiał.
Tobie oddaję całe moje życie!
Kilka miesięcy później, w dniu moich święceń dotarło do mnie, że na ich mocy jestem teraz następcą Chrystusa, a w konsekwencji Jego Matka jeszcze bardziej niż wcześniej stała się moją Matką. Jeśli w przeszłości traktowała mnie z taką delikatnością, czego nie mógłbym się po Niej spodziewać teraz, gdy zostałem następcą Chrystusa, owocu Jej łona? Ta myśl przepełniła mnie pociechą i uniesieniem, którego nie jestem w stanie opisać słowami. Gdybym trzymał w tamtej chwili w garści całe niebo, oddałbym je Jej. Owego dnia w Notre Dame z miłości oddałem swoje serce i duszę Maryi.Obiecałem przypisać Jej wszelkie zasługi z mojego kapłaństwa aż do śmierci. Zasługi i chwała płynące z każdego czynu, jakiego bym się podjął, miały należeć się wyłącznie Jej.