Rocznica i zawierzenie 24 czerwca i prosba o modlitwę

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Kochani,
1) – zwolniło się miejsce na pielgrzymkę na Rocznicę, bo niefortunnie Siostra spadła z okna jak go myła i niestety biedaczka nie moze jechać. Wyjazd od 22 – 29 czerwca – widocznie Gospa wzywa kogoś innego

i
2) – 24. czerwca poświęcenie się NSPJ – pamiętajcie, że Gospa  od poczatku objawień mówi, że: TYLKO W JEJ NIEPOKALANYM SERCU I SERCU JEJ SYNA JEST NASZE SCHRONIENIE I MIEJSCE UCIECZKI. Don Pierto Zorza powtarza to za każdym razem i nie czeka na zgode, tylko poświęca zgromadzonych wiernych tym Dwóm Sercom. Akty są gotowe i krążą w internecie, tylko BRAKUJE W NICH JEDNEJ RZECZY, która nie jest wymieniona – ŚMIERĆ. Zachęcam do lektury poniżej i do dodania własnej śmierci, jak będzie odmawiać Akty.

Jedyna pewna rzecz – ŚMIERĆ

Dziękuję śp. Michałkowi (tak samo 11. letni jak nasz bohater opisany poniżej), którego śmierć w tych dniach, „zmusiła” mnie do opublikowania tego artykułu we wszystkich dostępnych mediach, a który „chodził mi po głowie” od początku zarazy, przed którą podają nam różne środki zabezpieczające, jednak nikt i wcale nie mówi się o przygotowaniu do śmierci. A śmierć to JEDYNA PEWNA RZECZ, która wydarzy się w naszym życiu. Prędzej czy później przyjdzie – Bóg to tylko wie – a Gospa mówi: „obudzicie się określoną ilość razy i ani razu więcej”. Można znaleźć gotowe Akty poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi i Sercu Jezusa, ale nie ma w nich wymienionej naszej śmierć. Do tych Aktów dobrze będzie ja dodać.

Oddaj Bogu swoją śmierć!

Mieszkać całkowicie w łonie Matki Bożej oznacza zupełnie wygonić wszelki strach przed śmiercią, strach przed tym tajemniczym narodzeniem, jakie jest nam obiecane. Każda dobra matka przygotowuje się do narodzin swojego dziecka z nieskończoną troskliwością, z nieskończoną czułością. O ile bardziej Matka Boża! Ona także do nas mówi: „Nie, drogie dzieci, wy nie umiecie obchodzić śmierci waszych bliskich we właściwy sposób! Powinnyście obchodzić śmierć waszych bliskich z radością, z taką samą radością, jaką macie dla narodzin dziecka”.
Ale w naszym świecie zamkniętym we mgle materializmu zatraciliśmy ostateczną perspektywę naszego życia! Często w śmierci widzimy tylko bezpowrotny odjazd i bezlitosne zniszczenie, straszliwą ścianę, ale tu nie chodzi o ścianę, ale o drzwi, te drzwi, które w końcu otwierają się dla życia, dla którego jesteśmy stworzeni. Dlatego jako apostołom Matki Bożej proponuję, byśmy poświęcili naszą śmierć Jej Niepokalanemu Sercu i Sercu Jezusa, żeby ten kluczowy moment naszego życia już teraz w pełni należał do Boga przez ręce Maryi.
Można postępować w 4 etapach:
A –
 Już teraz możemy dziękować Bogu za chwilę, jaką On wybrał, żeby nas zabrać do Siebie. Jakakolwiek by to nie była chwila, jutro czy za 50 lat, powiedzmy Bogu, jak bardzo ufamy, że wybrał dla nas najlepszą chwilę w perspektywie naszej wieczności.
B – Pójdźmy jeszcze dalej i podziękujmy Mu za sposób, jaki wybrał, żeby nas stąd zabrać. Niech nasza wyobraźnia nie wyświetla nam filmu, bo cierpielibyśmy z powodu czegoś, do czego nigdy nie dojdzie! Przeciwnie, niech wyobraźnia zamilknie, abyśmy dokonali aktu całkowitego powierzenia się w ręce Tego, który wie o tyle lepiej, czego nam potrzeba.
C – Przejdźmy na nowy etap i podziękujmy Bogu za chwilę, jaką wybrał, dla najbardziej drogiej nam osoby, aby zabrać ją do Siebie. Jutro? Za 50 lat? Niech On będzie za to błogosławiony, bo ten Boży wybór jest najlepszy dla tej osoby, dla jej szczęścia wiecznego. Wtedy ufność Bogu jest wielka, ponieważ jej źródłem jest zawierzenie Jego świętej woli miłości.
D – W końcu podziękujmy Bogu za sposób, jaki wybrał, żeby zabrać tę drogą nam istotę. Ten krok zakłada głęboką pracę wewnętrzną, ponieważ można natrafić na silny opór. Jest to także okazją, żeby balansować z ufnością dziecka przed swym Ojcem… To może zająć kilka dni, ale z łaską Bożą i żywą wiarą kończy się daniem naszego TAK. I wielki dar, jaki wypływa z tego TAK, z tego ufnego powierzenia się planom Bożym, to uzdrowienie naszych lęków, nawet naszych obaw przed śmiercią. Jak może nas drążyć lęk w rękach takiego Ojca, takiej miłości? Jak ośmieliłby się ogarnąć nas niepokój? Jeśli Jezus wziął na Siebie w Getsemani wszystkie nasze lęki, to po to, żeby nas od nich uwolnić.

Odejście małego Emmanuela
Florencec jest matką 6 dzieci we Francji koło Lisieux.
 Gdy w 1988 r. urodziło się jej pierwsze dziecko, była tak zachwycona widząc w nim wspaniałość życia, że zwróciła się do swego Stwórcy, by Mu w głębokiej wdzięczności podziękować. Florencec była praktykująca i to nawet żarliwie, ale to macierzyństwo było dla niej ogromnym krokiem w jej bliskości z Bogiem i jej radości życia dla Niego. Czuła, że jest całkiem mała wobec tak wielkiego skarbu, istoty całkiem nowej, złożonej w jej ręce. Wkrótce odczuła, że życie jej małego Emmanuela nie należy do niej, lecz że zostało jej powierzone przez Stwórcę i że ona ma z Nim współpracować, żeby pomóc temu dziecku stać się tym, kim był w oczach Boga. Stać się świętym. Urodziły się inne dzieci i Florencec wzrastała w miłości do wszystkich.
Pewnego dnia w wieku 11 lat Emmanuel miał w szkole silne konwulsje i po poważnych badaniach padła diagnoza: miał w mózgu 3 guzy nowotworowe, w tym jeden nie do zoperowania. Tylko rodzice, którzy stracili dziecko, mogą wyobrazić sobie ten szok. Dwie możliwości: Bóg uczyni cudowne uzdrowienie lub nie uczyni nic. Florencec i jej mąż już dokonali bardzo silnego szturmu modlitewnego w Niebie; a gdy rozeszła się wiadomość, ich bliscy stworzyli łańcuch modlitwy i postu za to dziecko. Wtedy Florencec odkryła Medziugorje dzięki orędziu Matki Bożej przekazane podczas modlitwy.
Ta założona grupa modlitewno-adoracyjna była przyczyną nawróceń i powrotów do Boga, które wydawały się niespodziewane. Jeśli chodzi o Emmanuela, on był radosny i pocieszał tych wszystkich, którzy przybywali do niego z problemami. Jego rodzice nie kryli przed nim prawdy. W chwili jej ogłoszenia
oczywiście był zaniepokojony, ale po otrzymaniu sakramentu chorych zmienił się i okazywał pokój i pogodę ducha, okazując także poczucie humoru.
Florencec zrozumiała, że Pan zabierze jej dziecko, tak więc powtórzyła ten akt oddania, jaki uczyniła w chwili jego narodzin. Jeśli także dużo płakała, to ból mieszał się z chwałą, jak to było z Jezusem przy śmierci Łazarza. Jej dziecko wypełniło swoją misję, trzeba było je zwolnić. „Pan dał, Pan weźmie, niech Jego Imię będzie błogosławione!” – mówiła sobie. Jej mąż i ona na nowo poświęcili go Niepokalanemu Sercu Maryi i Najświętszemu Sercu Jezusa, żeby odchodząc został zaniesiony przez nie do szczęścia wiecznego.
W nocy odejścia Emmanuela oni byli obok niego na intensywnej terapii (specjalne pozwolenie otrzymane z pewnością od Gospy!), a odejście było całkiem zwykłe, jak wyjazd w podróż. Dostali już Emmanuela, nie wyrywano go im. Jego włosy pachniały jak kadzidło! Jak wszyscy mówili, pogrzeb raczej był „oddaniem do Nieba” niż pogrzebaniem w ziemi! Razem mieszały się uśmiechy i łzy
.
W święto zmarłych (2 listopada) Florencec była obecna, gdy zaproponowałam pielgrzymom przeżycie tych 4 etapów poświęcenia śmierci, naszej i naszych bliskich. W końcu przybiegła do mnie i powiedziała: „Ale to jest dokładnie to, co ja przeżyłam! Rozumiem, dlaczego przeżyliśmy odejście Emmanuela w takim spokoju! Żadnego niepokoju, żadnej frustracji, żadnego buntu… W modlitwie byliśmy dosłownie niesieni! Emmanuel nie zniknął, pozostaje z nami, a my chętnie mówimy o nim w rodzinie. Z nim Bóg przekazał nam pokój!”.
Dla tej bardzo chrześcijańskiej rodziny Emmanuel jest ich łącznikiem z Bogiem, ich drogim skarbem! Powoduje wzrost ich wiary i dążenie do dóbr, które nie przemijają. Jak zachęca nas do tego Maryja, oni przeżyli to odejście jak narodziny. Łzy, tak, lecz słodkie łzy. Wszyscy przeżyjmy tę prawdziwą miłość i radujmy się, gdy ukochana istota wchodzi do prawdziwego życia. „Gdybyście Mnie miłowali – powiedział Jezus – rozradowalibyście się, że idę do Ojca!” ( J 14,28).
  s. Emmanuel Maillard

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

Pani Ewo, bardzo proszę o rozesłanie prośby o modlitwę za małżeństwo Bogdana i Halinki , którzy w swoim życiu zostali bardzo skrzywdzeni .Oboje wzrastali w patologicznych rodzinach , niejednokrotnie skrzywdzeni przez najbliższych i nie tylko, oni jednak  nadal wszystkim pomagali. Zyją w bardzo skromnych warunkach. Są wzorem małżeństwa. Ostatnio okazało się że Boguś cierpiał od dawna, ale ukrywał swoje cierpienie, teraz znika ( ponad 30 kg mniej ) rak zaatakował jego wnętrzności. W swoim cierpieniu zostali sami, opuszczeni  dosłownie przez wszystkich .Błagam o szturm do nieba, aby jeszcze na tej ziemi doświadczyli miłości .
Z góry ogromnie dziękuję- BÓG ZAPŁAĆ