Msza swieta opisana Catalinie Rivas przez Jezusa i Matke Boza
TAJEMNICA MSZY ŚWIĘTEJ
Świadectwo według wizji boliwijskiej stygmatyczki Cataliny Rivas
 
MOJE ŚWIADECTWO O MSZY ŚWIĘTEJ
 
Pan Jezus i Maryja Panna pouczyli nas we wspa­nialej katechezie o formie odmawiania Różańca Świętego, o tym, jak modlić się ser­cem, rozmyślać i korzystać z chwil spotkania się z Bogiem i z na­szą Świętą Matką. Uczyli nas też o sposobie dobre­go spowiadania się oraz o tym, co dzieje się w cza­sie Mszy św. i o przeżywaniu jej sercem.
Oto świadectwo, które powinnam i chcę dać ca­łemu światu dla większej chwały Bożej i dla zba­wienia tego, kto zechce otworzyć swe serce na Pana. Czynię to po to, aby wiele dusz poświęconych Bogu ożywił ogień miłości do Chrystusa, gdyż posiadają ręce, które mają moc sprowadzania Go na ziemię, aby był na­szym pokarmem; aby inne dusze utraci­ły „ruty­nowy zwyczaj” przyjmowania Go i aby je oży­wiło oczarowanie codziennego spotkania z Mi­łością; aby moi bracia i siostry, świeccy całego świa­ta, przeżywali sercem największy Cud: celebrację Świętej Eucharystii.
*  *  *
 Było to w przeddzień święta Zwiastowania. Z członkami naszej grupy poszliśmy się wy­spowia­dać. Niektóre panie z naszej grupy mo­dlitewnej odłożyły spowiedź na dzień następny, przed Mszą św. Kiedy przyszłam następnego dnia do kościoła trochę spóźniona, ksiądz Ar­cybiskup i kapłani już wychodzili do prezbite­rium.
Dziewica powiedziała głosem delikatnym i ko­biecym, napełniającym duszę człowieka sło­dyczą:
„Dzisiaj jest dla ciebie dzień uczenia się. Ocze­kuję od ciebie wielkiej uwagi, ponieważ tym, czego dzisiaj doświadczysz, wszystkim tym, co przeżyjesz w tym dniu, będziesz mu­siała podzielić się z ludz­kością.”
Przestraszyłam się, gdyż nie rozumiałam tego, jednak usiłowałam pozostać bardzo uważna. Moją uwagę zwrócił chór głosów bardzo pięknych, które śpiewały jakby z oddali. Chwi­lami ta muzyka się przybliżała, a następnie od­dalała, jak szum wiatru.
 
AKT POKUTY
Arcybiskup rozpoczął Mszę św.
Gdy nadszedł moment aktu pokuty, Naj­świętsza Dziewica powiedziała:
„Z głębi swego serca proś o przebaczenie Pana za wszystkie swe grzechy, gdyż Go obra­ziłaś. Dzię­ki temu będziesz mogła brać udział w sposób god­ny w tym przywileju, którym jest uczestniczenie we Mszy św.”
Przez ułamek sekundy pomyślałam: „Prze­cież je­stem w stanie łaski Bożej, bo wczoraj się wyspo­wiadałam.” Maryja odpowiedziała:
Uważasz, że od wczoraj nie obraziłaś Pana? Pozwól, że przypomnę ci kilka spraw. Kiedy wy­chodziłaś do kościoła, przyszła dziewczyna, która ci pomaga, aby cię o coś poprosić. Byłaś spóźnio­na i śpieszyłaś się, dla­tego odpowiedziałaś jej nie­zbyt grzecznie. To był brak miłości z twojej strony, a mówisz, że nie obraziłaś Boga…?
Kiedy tu szłaś, twoją drogę przeciął autobus, pra­wie cię potrącił. Wyraziłaś się niezbyt odpo­wiednio pod adresem tego biednego człowieka, zamiast po­wrócić do odmawiania swoich modlitw, by się przy­gotować do Mszy św. Brakło ci miło­ści i utraciłaś pokój, cierpliwość. I mówisz, że nie zraniłaś Pana…?
Przychodzisz w ostatniej chwili, kiedy kapłani już wychodzą w procesji, aby celebrować Mszę… i bę­dziesz w niej uczestniczyć bez uprzedniego przygo­towania się…”
„Tak, Matko, nie mów mi już nic więcej, nie przy­pominaj mi więcej, bo umrę z bólu i wstydu” – od­powiedziałam.
„Dlaczego przychodzicie w ostatnim momencie? Powinniście przychodzić wcześniej, aby pomodlić się i poprosić Pana o zesłanie Swego Ducha Świętego, aby On was obdarzył duchem pokoju, aby oddalił od was ducha tego świata, trosk, proble­mów i roztar­gnień, żebyście byli zdolni przeżyć te tak święte chwile. Wy jednak przychodzicie niemal na początku celebracji i uczestniczycie w niej tak, jak w jakimkolwiek wydarzeniu, bez żad­nego du­chowego przygotowania. Dlaczego? To jest naj­większy cud. Przychodzicie przeżyć moment naj­większego obdarowania was przez Najwyższego, a nie umiecie tego docenić.”
To mi wystarczyło. Poczułam się bardzo źle z powodu tego, że tak wiele razy niewystar­czająco prosiłam Boga o przebaczenie nie tylko za to, co zdarzyło się w tym dniu, lecz za to, że tyle razy, jak inne osoby, czekałam aż skończy się homilia ka­płana, aby wejść do ko­ścioła; za to, że nie umiałam lub nie chciałam zrozumieć, co oznacza uczestni­czenie we Mszy św.; że moja dusza była pełna naj­cięż­szych grzechów, a ja ośmielałam się w takim stanie uczestniczyć w Najświętszej Ofierze.
CHWAŁA NA WYSOKOŚCI BOGU
W tym dniu było święto, więc należało od­mó­wić: Chwała na wysokości Bogu.
Nasza Pani powiedziała: „Wychwalaj i bło­gosław z całą swoją miłością Najświętszą Trójcę, uznając siebie za Jej stworzenie i dziecko.”
Jakże inne było to Chwała na wysokości Bogu. Nagle zobaczyłam siebie w miejscu od­ległym, peł­nym światła, w obecności całego majestatu Tronu Bożego. l ja byłam samą miło­ścią dziękczynną, kie­dy powtarzałam:
„…Chwalimy Cię. Błogosławimy Cię. Wiel­bimy Cię. Wysławiamy Cię. Dzięki Ci skła­damy, bo wiel­ka jest chwała Twoja. Panie Boże, Królu Nieba, Boże Ojcze wszechmo­gący…”
Przyszło mi na myśl ojcowskie, pełne do­broci oblicze Ojca…
„Panie, Synu Jednorodzony, Jezu Chryste. Panie Boże, Baranku Boży, Synu Ojca, który gładzisz grzechy świata…”
Jezus znajdował się przede mną, z tym ob­liczem pełnym czułości i miłosierdzia…
„Tylko Tyś jest Panem, tylko Tyś Najwyż­szy, Jezu Chryste, z Duchem Świętym…”
W tym momencie Bóg wspaniałej Miłości wstrzą­sał całym moim bytem…
Poprosiłam: „Panie, wyzwól mnie całkowi­cie z ducha zła. Moje serce do Ciebie należy. Panie mój, ześlij mi Twój pokój, abym jak naj­bardziej skorzys­tała z tej Eucharystii i aby moje życie przyniosło jak najlepsze owoce. Duchu Święty Boże, przemień mnie, działaj we mnie, prowadź mnie. O, Boże! Udziel mi darów, któ­rych potrzebuję, aby ci jak najlepiej służyć…

LITURGIA SŁOWA

Nastał moment Liturgii Słowa i Dziewica kazała mi powtórzyć:
„Panie, dzisiaj pragnę słuchać Twego Słowa i przynosić obfity owoc. Niech Twój Święty Duch oczyści moje serce, aby Twoje Słowo wzrastało i rozwijało się. Oczyść me serce, aby było dobrze usposobione”.
Powiedziała:
Chcę, abyś skupiła się na czytaniach i na całej homilii kapłana. Pamiętaj o słowach Biblii: Słowo Boże nie powraca dopóty, dopóki nie wyda plonu.1 Jeśli będziesz uważna, pozosta­nie w tobie coś z tego wszystkiego, co usły­szysz. Powinnaś próbować przypominać sobie przez cały dzień te słowa, które pozostawiły ślad w tobie. Czasem będą to dwa zda­nia, kiedy indziej będzie to cały usłyszany fragment Ewangelii, innym razem tylko jedno słowo. De­lektuj się tym przez resztę dnia, a stanie się to cia­łem w tobie, gdyż taka jest droga prze­mieniania życia: Słowo Boże ma przemieniać człowieka. A teraz powiedz Panu, że jesteś tu, aby słuchać tego, co On pragnie powiedzieć dzisiaj twemu sercu”.
Ponownie podziękowałam Bogu za to, że dał mi możliwość wysłuchania Jego Słowa. Prosiłam Go o przebaczenie za to, że miałam serce tak twarde przez tyle lat i za to, że uczy­łam moje dzieci cho­dzić na Mszę w niedziele, jedynie dlatego, że tak nakazuje Kościół, a nie – z miłości, z konieczności napełniania się Bo­giem… Ja sama uczestniczyłam tyle razy w Eucharystii przede wszystkim z obo­wiązku i uważałam, że przez to będę zbawiona. W ogóle nie myślałam o tym, aby ją przeżywać i zwra­cać uwagę na czytania, na homilię ka­płana. Jaki ból odczułam z powodu straty tylu lat, z powodu mojej niewiedzy!
Ile razy nasze uczestnictwo we Mszy św. jest po­wierzchowne. Przychodzimy, bo jest ślub, pogrzeb lub chcemy się pokazać przed ludźmi! Jak wielka jest niewiedza o Kościele i Sakramentach! Ileż czasu marnujemy na pra­gnienie nauczenia się i zdobycia wiedzy o rze­czach tego świata, które w pewnym momencie mogą zniknąć, nie pozostawiając nam nic, i które na końcu życia na nic się nam nie przy­dadzą ani nie przedłużą nawet o minutę na­szego życia!
Tymczasem o tym, dzięki czemu zdoby­wamy tro­chę nieba na ziemi i potem – życie wieczne, nie wierny nic. A nazywamy się męż­czyznami i kobie­tami wykształconymi…!
PRZYGOTOWANIE DARÓW OFIARNYCH
Chwilę później nastąpiło przygotowanie da­rów ofiarnych i Najświętsza Panna powiedziała: „Módl się w taki sposób: (powtarzałam za Nią)
‘Panie, ofiarowuję Ci wszystko, czym je­stem, to, co posiadam, to, co potrafię.
Wszystko to wkładam w Twoje ręce.
Ty, Panie, buduj, posługując się mało­ścią, którą jestem.
Przez zasługi Twojego Syna przemień mnie, Boże Najwyższy.
Proszę Cię za moją rodzinę,
za moich dobroczyńców,
za każdego należącego do naszego Apostolatu,
za wszystkich, którzy nas zwal­czają
za wszystkich tych, którzy się polecają moim bied­nym modlitwom…
Naucz mnie kłaść moje serce na ziemi, aby ich droga była mniej twarda.’
Tak modlili się święci. Chcę, abyście wy wszyscy też tak czynili.”
Tego domaga się Jezus, byśmy kładli na­sze ser­ca na ziemi, aby inni nie odczuwali jej twardości i abyśmy im umniejszali ból stąpania.
Kilka lat później przeczytałam książkę z modlitwami świętego, którego bardzo kocham: Jose Maria Escriva de Balaguer. Tam znala­złam modlitwę po­dobną do tej, której nauczyła mnie Dziewica. Może modlitwy świętego, któ­remu tak się polecam, po­dobały się Najświęt­szej Pannie?
Nagle zaczęły pojawiać się postacie, któ­rych nie widziałam wcześniej. Było to tak, jakby z każdej osoby, która znajdowała się w kate­drze, ktoś się wyłaniał. Kościół zapełnił się istotami młodymi, pięk­nymi. Były one przy­odziane w lśniąco białe tuniki. Postacie te przechodziły do nawy głównej i kiero­wały się w stronę ołtarza. Nasza Matka powiedzia­ła:
„Spójrz. To są Aniołowie Stróżowie wszyst­kich ludzi, którzy tu są. Jest to chwila, w której Anioł Stróż zanosi ofiary i prośby każdego z obecnych przed Ołtarz Pana.”
Ogarnęło mnie wielkie zdumienie, gdyż te istoty miały oblicza tak piękne, tak promieniu­jące, że trud­no sobie to wyobrazić. Jaśniały ich twarze bardzo piękne, jakby kobiece, jednak budowa ich ciała, dło­nie i postawa były męskie. Bose stopy nie dotykały ziemi. Przemieszczały się, jakby się ślizgając. Ta procesja była bar­dzo piękna. Niektóre postacie mia­ły jakby złote misy iskrzące się biało-złocistym światłem. Ma­ryja powiedziała:
„To są Aniołowie Stróżowie osób, które ofiaro­wują tę Mszę świętą w licznych inten­cjach, tych osób, które są świadome tego, co oznacza ta celebracja; tych, które mają coś do ofiarowania Panu…
Ofiarujcie siebie w tym momencie…, ofiarujcie swoje troski, swoje cierpienia, swoje zawody, swo­je smutki, swoje radości, swoje prośby. Pamiętaj­cie, że Msza posiada wartość nieskończoną, dlate­go bądźcie hojni w ofiarowywaniu siebie i w proś­bie.”
Za pierwszymi Aniołami szli inni, którzy nie mieli nic w rękach, którzy mieli je puste. Dzie­wica rzekła:
„Aniołowie ludzi, którzy są tutaj, lecz nigdy nic nie ofiarowują. Nie są zaintereso­wani przeżywaniem każdego momentu li­turgicznego Mszy i nie mają da­rów, które mogliby przynieść przed Ołtarz Pana.”
Na samym końcu szli jeszcze inni Anioło­wie, bar­dzo smutni. Mieli ręce złożone do mo­dlitwy i spuszczony wzrok.
„To Aniołowie Stróżowie tych osób, które są tu­taj, a jakby ich nie było, bo przy­szły przymuszone, przyszły z obowiązku, bez żadnego pragnienia uczestniczenia we Mszy św. Ich Aniołowie są smut­ni, ponie­waż mogą przynieść przed Ołtarz jedynie swoje własne modlitwy.
Nie zasmucajcie waszych Aniołów Stró­żów.. Pro­ście o wiele. Proście o nawrócenie grzeszników, o pokój na świecie, za swoich krewnych, za swoich sąsiadów, za tych, którzy się polecają waszym mo­dlitwom. Proście, wiele proście, nie tylko dla siebie, lecz i dla innych.
Pamiętajcie, że ofiara jest bardziej miła Panu, kiedy składacie w niej całkowicie sa­mych siebie, aby Jezus, zstępując, przekształ­cił was przez Swoje zasługi. Co masz do ofia­rowania Ojcu od siebie? Nicość i grzech. Kiedy jednak składacie siebie w ofierze zjednoczeni z zasługami Jezusa, taka ofiara jest miła Ojcu.”
Procesja była niewyobrażalnie piękna. Po­tem zni­kły mi sprzed oczu wszystkie te istoty niebieskie, składające hołd przed Ołtarzem – jedne kładące swój dar na ziemi, inne klęka­jące z twarzą prawie przy ziemi i potem pod­chodzące do niego.
PREFACJA
Nastąpił końcowy moment prefacji. Kiedy zgromadzenie odmawiało: „Święty, Święty, Święty”, na­gle wszystko, co było za celebran­sami, znikło. Po lewej stronie, za Arcybisku­pem, jakby po przekąt­nej, pojawiły się tysiące Aniołów – małych i du­żych. Jedni mieli skrzydła małe, inni – duże, jesz­cze inni byli bez skrzydeł i jakby poprzedzali pozostałych. Wszyscy mieli na sobie tuniki, jakby bia­łe alby. Podobni byli do kapłanów lub ministran­tów. Wszyscy klękali z rękami złożonymi do mo­dlitwy i z szacunkiem pochylali głowy. Słychać było cudowną mu­zykę, jakby niezliczone chóry o róż­nych głosach. Wszyscy harmonijnie mówili, łącząc się z ludem: „Święty, Święty, Święty…”
KONSEKRACJA
Nastąpiła chwila Konsekracji, moment wspania­łego cudu nad cudami… Po prawej stronie Arcybi­skupa i za nim pojawił się tłum różnych postaci. Miały one na sobie takie same tuniki, jednak w róż­nych pastelowych kolorach: różowe, zielone, błę­kitne, liliowe, żółte i wresz­cie wielobarwne, bar­dzo delikatne. Ich oblicza również były promien­ne, pełne radości. Mieli twarze w tym samym wie­ku. Nie umiem powie­dzieć, dlaczego, wydawało mi się, że byli to lu­dzie w różnym wieku, a jednak twa­rze mieli ta­kie same: bez zmarszczek, szczęśliwe. Wszy­scy też uklękli przed śpiewem: „Święty, Świę­ty, Święty Pan Bóg…”
Nasza Pani powiedziała:
Wszyscy oni to Święci i błogosławieni Nieba. Pośród nich są także dusze waszych krewnych, którzy już cieszą się obecnością Boga.”
Potem zobaczyłam, że – dokładnie po pra­wej stronie Arcybiskupa – w odległości jednego kroku za celebransem, jakby nieco nad ziemią, klęczała Najświętsza Dziewica na tkaninach bardzo delikat­nych, przeźroczystych i równo­cześnie świetlistych, jak krystaliczna woda. Miała ręce złożone i patrzy­ła uważnie, z sza­cunkiem na celebransa. Mówiła do mnie z tamtego miejsca, cicho, prosto do serca, nie patrząc na mnie:
„Zwróciłaś uwagę na to, że widzisz mnie nieco za Arcybiskupem, prawda? Tak powinno być… Przy całej miłości, jaką mi okazuje Mój Syn, nie dał mi godności, którą daje kapłanowi, żebym mogła no­sić Go Moimi rękami codzien­nie tak, jak czynią to ręce kapłańskie. Dlatego muszę klęczeć w rym miej­scu, czując głęboki szacunek dla kapłana i dla cudu, który Bóg re­alizuje przez jego posługę.”
Boże mój, jaką godność, jaką łaskę zlewa Pan na dusze kapłańskie, a ani my, ani czasem wielu z nich nie uświadamia sobie tego!
Przed ołtarzem zaczęły się pojawiać jakieś ciem­ne postacie, szare, które wznosiły ręce do góry. Naj­świętsza Dziewica powiedziała:
To błogosławione dusze czyśćcowe, które cze­kają na wasze modlitwy, aby do­znać ochłody. Nie przestawajcie się modlić za nie. One modlą się za was, jednak nie mogą prosić same za siebie. To wy powin­niście prosić za nie, aby im pomóc wyjść na spotkanie z Bogiem, aby cieszyły się Nim wiecznie.
Jak widzisz jestem tutaj cały czas… Lu­dzie odby­wają pielgrzymki i szukają miejsc Mojej obecno­ści. Jest to dobre z powodu wszystkich łask, które tam się otrzymuje. Jednak w żadnym objawieniu, w żadnym miejscu nie jestem obecna dłużej niż na Mszy św.
U stóp Ołtarza, gdzie jest celebrowana Eu­cha­rystia, zawsze Mnie spotkają. Pozostaję u stóp ta­bernakulum z Aniołami, ponieważ je­stem zawsze z Nim.”
Widzieć to piękne oblicze Matki w tym mo­men­cie „Święty…”, jak również ich wszystkich promie­niejących, z rękoma złożonymi w ocze­kiwaniu tego cudu, który się powtarza usta­wicznie, to jakby być w samym Niebie. I pomy­śleć, że są ludzie, którzy w tym momencie są roztargnieni albo nawet roz­mawiają ze sobą. Z bólem to mówię, o wiele bar­dziej może męż­czyźni niż kobiety stoją z założo­nymi rękami, jakby oddawali hołd Panu tak, jak równy z rów­nym. Dziewica odezwała się:
„Powiedz ludziom, że nigdy człowiek nie jest bar­dziej człowiekiem niż wtedy, gdy zgina kolana przed Bogiem.”
Celebrans wypowiedział słowa Konsekracji. Był osobą normalnego wzrostu, lecz nagle jakby zaczął wzrastać, przekształcać się w osobę pełną światła: światła nadprzyrodzo­nego, od białego do złotego. Światło otoczyło go i stało się bardzo mocne na twa­rzy, tak że nie mogłam już dostrzec jego rysów. Kie­dy podniósł hostię zobaczyłam jego dłonie. Miały na grzbiecie znaki, z których wychodziło wielkie światło. To był Jezus! To był On: Swoim Cia­łem otaczał ciało celebransa, jakby okalał miło­śnie dło­nie arcybiskupa. W tym momencie Ho­stia zaczęła się jakby powiększać i cudowna Twarz Jezusa pa­trzyła z niej na Swój lud. In­stynktownie chciałam zniżyć głowę. Matka Boża powiedziała:
„Nie spuszczaj wzroku, podnieś oczy, kontempluj Go, patrz na Tego, który patrzy na ciebie, i powtórz modlitwę z Fatimy:
‘O, mój Boże, wierzę w Ciebie,
uwielbiam Ciebie, ufam Tobie
i kocham Ciebie z całego serca.
Proszę Cię o przebaczenie tym,
którzy nie wierzą, nie uwielbiają Ciebie,
którzy nie ufają Tobie i którzy Cię nie ko­chają’.

Teraz powiedz Mu, jak Go kochasz, oddaj hołd Królowi Królów.”

Wydawało mi się, że tylko na mnie patrzył z ogromnej Hostii, ale wiedziałam, że w ten sam spo­sób przyglądał się każdej osobie, pełen miłości… Potem spuściłam głowę tak, że mia­łam już czoło przy ziemi, jak czynili wszyscy aniołowie i zbawieni z Nieba.
Przez ułamek sekundy pomyślałam, że Je­zus jak­by trzymał ciało celebransa i równocze­śnie był w Hostii, którą celebrans właśnie obni­żył, opuszcza­jąc ramiona. Hostia stała się znowu mała. Po po­liczkach płynęły mi obficie łzy i nie mogłam wyjść ze zdumienia.
Arcybiskup wypowiedział słowa konsekracji wina. W czasie wypowiadania jego słów Niebo i ziemia rozbłysły. Nie widziałam już dachu ko­ścio­ła ani ścian. Wszystko było pogrążone w mroku, światło jaśniało tylko na ołtarzu. Nagle ujrzałam zawieszonego w powietrzu Jezusa ukrzyżowanego: od głowy aż do klatki piersio­wej. Pionową belkę podtrzymywały jakieś wiel­kie i mocne ręce.
Z tego blasku oddzieliła się światłość – jakby mała gołębica – bardzo lśniąca, która uniosła się do szybkiego lotu po kościele i spo­częła na lewym ra­mieniu arcybiskupa. On zaś nadal wydawał mi się samym Jezusem, gdyż potrafiłam odróżnić Jego rany, świetliste zra­nienia i Ciało, jednak twarzy nie widziałam.
W górze zaś mogłam dostrzec Jezusa ukrzyżo­wanego. Głowa opadała Mu na prawy bark. Kon­templowałam Jego twarz, zbite i po­kaleczone ra­miona. W prawym boku miał ranę w klatce pier­siowej i płynęła z niej krew na lewą stronę, a na prawo – myślę, że płynęła woda, bo bardzo błysz­czała. Były to jakby strumienie światła, które wy­chodziły i kierowały się na wiernych – na prawo i na lewo.
Przerażała mnie ilość krwi, która spływała do Kielicha. Pomyślałam, że zaleje i poplami cały Oł­tarz. Jednak nie spadła na niego ani jedna kropla.
W tym momencie Dziewica powiedziała:
„To cud nad cudami. Powtarzam ci, dla Pana nie istnieje ani czas, ani odległość i w momencie przeistoczenia wszyscy zgroma­dzeni są przenosze­ni do stóp Kalwarii i znaj­dują się tam w chwili ukrzyżowania Jezusa.”
Czy można sobie to wyobrazić? Nasze oczy nie potrafią tego zobaczyć, ale wszyscy jesteśmy obecni w tej chwili, kiedy krzyżują Je­zusa i kiedy prosi On o przebaczenie Ojca nie tylko tym, którzy Go zabijają, lecz [i nam], każ­dego naszego grzechu: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią!”
Od tego dnia nie obchodzi mnie, czy mnie biorą za szaloną, ale proszę wszystkich, by uklękli w czasie Przeistoczenia i usiłowali prze­żywać sercem, na ile są zdolni, ten przywilej, którego Pan nam udziela.2
OJCZE NASZ
Kiedy mieliśmy odmawiać „Ojcze nasz”, prze­mówił Pan po raz pierwszy w czasie cele­bracji:
„Poczekaj, chcę, abyś się modliła z naj­większym skupieniem, do jakiego jesteś zdolna, i abyś w tym momencie przypomniała sobie osobę lub osoby, któ­re wyrządziły ci naj­większą krzywdę w czasie two­jego życia, abyś je przytuliła do piersi i powiedziała im z całego serca: ‘W imię Jezusa przebaczam ci i życzę ci pokoju. W imię Jezusa proszę cię o to, abyś mi przebaczył i abyś też pragnął mojego po­koju.’
Jeśli ta osoba zasługuje na pokój, otrzyma go wraz z wielkim dobrem. Jeśli ta osoba nie jest zdol­na otworzyć się na pokój, pokój ten powróci do twojego serca. Nie chcę, abyś otrzymywała i dawa­ła znak pokoju innym oso­bom, kiedy nie jesteś zdol­na przebaczyć i od­czuć pokój najpierw w swoim sercu.”
Pan kontynuował:
„Uważajcie na to, co czynicie. Powtarzacie w ‘Ojcze nasz’: odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. Jeśli jesteście zdolni przebaczyć, ale nie zapomnieć – jak mówią niektórzy – stawiacie warunki Bo­żemu przebacze­niu. Mówicie: przebacz mi tylko tak, jak ja jestem zdolny przebaczyć, nie więcej.”
Nie wiem, jak mam wyrazić mój ból, bo zdaję sobie sprawę, w jakim stopniu możemy zranić Pana i jak możemy krzywdzić samych siebie z powodu żywienia tylu uraz, złych uczuć i z powodu innych złych rzeczy, które rodzą się z kompleksów i draż­liwości. Przeba­czałam, przebaczałam z serca i pro­siłam o przebaczenie dla wszystkich, którzy mnie kie­dyś zranili, aby odczuć pokój Pański.
ZNAK POKOJU
Celebrans powiedział: „Obdarz nas poko­jem i jednością”, a potem: „Pokój Pański niech zawsze będzie z wami”.
Nagle zobaczyłam, że pomiędzy niektórymi – ale nie wszystkimi – osobami, które przeka­zywały so­bie znak pokoju, ukazywało się inten­sywne świa­tło. Wiedziałam, że to Jezus, i nie­mal rzuciłam się, by uścisnąć osobę, która była obok mnie. Prawdzi­wie odczułam uścisk Pana w tym świetle. To On mnie uścisnął, aby dać mi Swój pokój, gdyż w tym momencie byłam zdolna przebaczyć i wyrzucić z mojego serca wszelki żal do innych osób. Jezus pragnie dzielić z nami tę chwilę radości, ściskając nas, aby życzyć nam Swego Pokoju.

KOMUNIA ŚWIĘTA KAPŁANA

Nastąpił moment Komunii św. celebran­sów. Wte­dy znowu moją uwagę skierowałam na wszystkich kapłanów wraz z Arcybiskupem. Kiedy on przyj­mował Komunię św., Dziewica powiedziała:
To jest chwila modlitwy za celebransa i kapła­nów, którzy mu towarzyszą. Powtarzaj ra­zem ze mną:
‘Panie, błogosław im, uświęć ich, pomagaj im, oczyść ich, kochaj ich, strzeż ich, podtrzy­muj ich Twoją Miłością…’
Pamiętajcie o wszystkich kapłanach na świecie, módlcie się za wszystkie dusze po­święcone…”
Umiłowani bracia, to jest moment, w którym po­winniśmy się modlić za kapłanów, bo oni są Ko­ściołem, tak jak stanowimy go również my, świec­cy. Często my, świeccy, wymagamy wiele od kapłanów, lecz nie potrafimy modlić się za nich, nie umiemy zrozumieć, że są tylko ludźmi, pojąć i oce­nić samotności, która wiele razy może dotykać ka­płana. Powinniśmy uświadomić sobie, że kapłani są ludźmi takimi jak my i że potrzebują zrozumie­nia, troski, że potrzebują uczucia, szacunku z na­szej strony, bo oddają swe życie za każdego z nas, jak Je­zus, poświęcając się Jemu. Pan chce, aby lu­dzie z owczarni, która została kapłanowi pole­cona przez Boga, modlili się i pomagali w uświęceniu swego Pasterza. Któregoś dnia, kiedy będziemy po drugiej stronie, zrozumiemy cud, który Pan uczynił, dając nam kapłanów, którzy nam pomagają zbawić nasze dusze.

KOMUNIA ŚWIĘTA WIERNYCH

Ludzie zaczęli wychodzić z ławek, aby przystąpić do Komunii św. Nadszedł wielki moment spo­tkania. Pan powiedział do mnie: „Poczekaj chwilę, chcę, abyś coś zoba­czyła…”
Idąc za wewnętrznym impulsem, podnio­słam wzrok na pewną osobę, która szła przystąpić do Ko­munii św., na język, z rąk kapłana. Muszę wyjaśnić, że ta osoba była jedną z pań z naszej grupy, która poprzedniego dnia nie zdążyła się wyspowia­dać i zrobiła to dopiero dziś rano, przed Mszą św.
Kiedy kapłan umieścił Świętą Hostię na jej języ­ku, wtedy przeniknęło ją jakby światło, bar­dzo ja­sne i złociste. Blask przeniknął jej plecy i otoczył ją, ogarnął ramiona i głowę. Pan po­wiedział:
Tak jest wtedy, kiedy raduję się, obejmu­jąc du­szę, która przychodzi Mnie przyjąć z czy­stym ser­cem.”
W głosie Jezusa brzmiała radość. Byłam zdumio­na, patrząc na tę przyjaciółkę powraca­jącą na miejsce, otoczoną światłością, przytu­loną przez Pana. Pomyślałam o tym cudzie, który tracimy, idąc przy­jąć Jezusa z naszymi małymi lub wielkimi przewi­nieniami. Tymcza­sem Komunia św. powinna być dla nas świę­tem. Często mówimy, że nie ma kapła­nów, by­śmy zawsze się mogli wyspowiadać. Ale pro­blem nie tkwi w spowiadaniu się w każdej chwi­li. Problem polega z jednej strony na tym, że z ła­twością wracamy do popełniania zła. Z dru­giej zaś strony, jakie czynimy wysiłki my, np. kobiety, szu­kając salonu piękności, a męż­czyźni – fryzjera, przed jakąś uroczystością. Powinniśmy więc też wysilić się i poszukać ka­płana, kiedy potrzebuje­my, by usunął z nas wszystko, co brudne. Powinni­śmy wyzbyć się zuchwałości przyjmowania Jezu­sa w każdej chwili, z sercem pełnym obrzydliwo­ści.
Gdy szłam przyjąć Komunię św., Jezus powie­dział:
„Ostatnia Wieczerza była chwilą najwięk­szej bli­skości z Moimi uczniami. W tej godzinie miłości ustanowiłem to, co w oczach ludzi może uchodzić za największe szaleństwo: uczyniłem siebie więź­niem Miłości. Ustanowi­łem Eucharystię. Chciałem pozostać z wami do końca wieków, gdyż Moja mi­łość nie mogła znieść, żeby pozostali sierotami ci, których umiłowałem bardziej niż własne życie…3
Przyjęłam Hostię. Jej smak był zmieniony, jak­by stała się mieszaniną krwi i kadzidła, które mnie całą ogarnęło. Odczuwałam taką miłość, że łzy pły­nęły mi z oczu i nie mogłam ich po­wstrzymać…
Kiedy powróciłam na miejsce i uklękłam, Pan powiedział: Posłuchaj…”
W chwilę później słyszałam w moim wnę­trzu mo­dlitwy kobiety, która siedziała przede mną i dopie­ro co przystąpiła do Komunii św. To, co mówiła nie otwierając ust, brzmiało mniej więcej tak:
„Panie, pamiętaj o tym, że to już koniec miesiąca i że nie mam pieniędzy, żeby zapłacić za miesz­kanie i opłacić samochód, szkołę dzieci. Musisz coś zrobić, aby mi pomóc… Pro­szę, spraw, by mój mąż nie pił tak dużo. Nie mogę dłużej znosić jego pijań­stwa. Mój młod­szy syn będzie po raz kolejny po­wtarzał rok w szkole, jeśli mu nie pomożesz. Ma egzaminy w tym tygodniu…. I nie zapominaj o sąsiadce, która ma się przeprowadzić. Niech to zrobi szybko, bo już nie potrafię jej znieść…” itd… itd…
Arcybiskup powiedział: „Módlmy się”, i wszy­scy wstali na modlitwę końcową. Jezus powiedział do mnie smutnym głosem:
„Zauważyłaś? Ani jeden raz nie powie­działa Mi, że Mnie kocha. Ani jeden raz nie po­dziękowała za dar, jakiego jej udzieliłem, zni­żając Moją Boskość do jej biednego człowie­czeństwa, aby ją wznieść do Mnie. Ani jeden raz nie powiedziała: ‘Dziękuję Ci, Panie.’ To była litania próśb… i tacy są prawie wszy­scy, którzy przychodzą Mnie przyjąć.
Umarłem z miłości i zmartwychwstałem. Z miło­ści czekam na każdego z was i z miłości pozostaję z wami… Wy jednak nie zdajecie so­bie sprawy z tego, że potrzebuję waszej miło­ści. Pamiętaj, że w tej wzniosłej dla duszy go­dzinie jestem Żebrakiem Mi­łości.”
Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że On, Miłość, błaga o naszą miłość, a my Mu jej nie dajemy? Co więcej, unikamy wyjścia na to spotkanie z Miło­ścią nad Miłościami, z jedyną miłością, która skła­da siebie w nieustannej ofierze.
BŁOGOSŁAWIEŃSTWO KOŃCOWE
Kiedy celebrans miał udzielić błogosła­wieństwa, Najświętsza Dziewica powiedziała:
„Bądź uważna, skoncentruj się… Czynicie jakiś dziwny gest, zamiast znaku Krzyża. Pa­miętaj, że to błogosławieństwo może być ostatnim, jakie otrzy­mujesz w swoim życiu z rąk kapłana. Nie wiesz, czy – wychodząc stąd – umrzesz czy nie. Nie wiesz, czy będziesz miała jeszcze okazję przyjąć błogosławień­stwo od innego kapłana. Te konsekrowane ręce udzielają ci teraz błogosławieństwa w Imię Naj­świętszej Trójcy, dlatego czyń znak Krzyża z takim szacunkiem, jakby to było ostatni raz w twoim życiu.”
Ileż tracimy, nie rozumiejąc tego i nie uczestni­cząc każdego dnia we Mszy św.! Dla­czego nie uczy­nić wysiłku, by rozpocząć dzień pół godziny wcze­śniej, aby pobiec na Mszę św. i otrzymać wszystkie błogosławieństwa, które Pan chce na nas wylać? Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy, z powo­du swoich obo­wiązków, mogą czynić to codzien­nie, ale mo­gliby – przynajmniej dwa lub trzy razy w tygo­dniu. Wielu opuszcza nawet Mszę św. nie­dzielną z błahych powodów: mają małe dziecko, dwoje lub dziesięcioro i dlatego nie mogą uczestni­czyć we Mszy św. Czy tak samo postępują, kiedy mają inne ważne obowiązki? Mogą przecież wziąć wszystkie dzieci lub iść na zmianę: mąż o jednej godzinie, a żona – o innej, aby wypełnić obowią­zek wobec Boga. Mamy czas na studiowanie, na pracę, na roz­rywki, na wypoczynek, ale nie mamy czasu, aby przynajmniej w niedzielę uczestniczyć we Mszy św.
MODLITWA PO MSZY ŚW.
Jezus poprosił mnie, abym została z Nim przez kilka minut, zaraz po Mszy św. Powie­dział:
„Nie wychodźcie zaraz po zakończeniu Mszy. Po­zostańcie przez chwilę w Moim Towa­rzystwie. Cieszcie się nim i pozwólcie Mi rado­wać się wa­szym…”
Kiedy byłam dzieckiem, słyszałam, że Pan po­zostaje w nas jakieś 5 do 10 minut po Ko­munii św.4 Zapytałam o to w tym momencie: „Panie, jak dłu­go, tak naprawdę, pozostajesz z nami po Komunii św.?” Przypuszczam, że Pan musiał się uśmiech­nąć z powodu mojej głu­poty. Odpowiedział:
Tak długo, jak długo chcesz, możesz mieć Mnie przy sobie. Jeśli będziesz do Mnie mówić przez cały dzień, zwracając się do Mnie w cza­sie swoich za­jęć, będę cię słuchał. Ja zawsze jestem z wami. To wy Mnie opuszczacie. Wy­chodzicie po Mszy i koń­czy się dzień święto­wania. [Według was] uczcili­ście dzień Pański i zakończył się. Nie myślicie o tym, że Mnie po­dobałoby się dzielić wasze życie rodzin­ne, przynajmniej w tym dniu. Macie w swoich do­mach miejsce na wszystko i każde pomiesz­czenie czemuś służy: w jednym jest sypialnia, w innym gotujecie, w innym jecie itd. Jak wy­gląda miejsce, które zrobiliście dla Mnie? Nie chodzi o miejsce, w którym mielibyście tylko obraz pokryty przez cały czas kurzem, lecz o miejsce, gdzie przynajmniej przez pięć minut dziennie rodzina gromadziłaby się, aby podzię­kować za dzień, za dar życia, aby prosić o to, czego codziennie potrzebujecie, prosić o bło­gosławieństwo, o opiekę, o zdrowie… Wszystko ma swoje miejsce w waszych do­mach, oprócz Mnie.
Ludzie planują swój dzień, tydzień, półro­cze, swo­je wakacje itp. Wiedzą, którego dnia będą odpoczy­wać, którego dnia pójdą do kina lub na zabawę, kiedy odwiedzą babcię lub wnuki, dzieci, przyja­ciół, kiedy oddadzą się roz­rywkom. A ile rodzin przynajmniej jeden raz w miesiącu mówi: ‘To jest dzień, kiedy musimy iść odwiedzić Jezusa w Tabernaku­lum’? Ileż jest całych rodzin, które idą rozmawiać ze Mną, usiąść przede Mną i mówić do Mnie, opo­wia­dać Mi, jak im się wiodło w ostatnim czasie, opowiadać Mi o swoich problemach, trudno­ściach, które mają prosić Mnie o to, czego po­trzebują… uczynić Mnie uczestnikiem swoich spraw? Ile razy?
Ja wiem wszystko, czytam w największej głębi wa­szych serc i umysłów, jednak lubię, kiedy Mi opo­wiadacie o swoich sprawach, kiedy czynicie Mnie ich uczestnikiem jak do­mownika, jak najbardziej za­ufanego przyja­ciela. Ileż łask traci człowiek, gdy nie daje Mi miejsca w swoim życiu!”
W tym dniu i w innych dniach, kiedy pozo­sta­wałam z Nim, otrzymywałam pouczenia. Dzisiaj pragnę się podzielić z wami tym posłannictwem, które zostało mi zlecone. Jezus mówił:
Chciałem zbawić Moje stworzenie, chociaż mo­ment otwarcia dla niego bramy Niebios był pełen ogromnego cierpienia…
Pamiętaj, że żadna matka nie karmiła swego dziecka swoim ciałem. Ja zaś osiągną­łem ten szczyt Miłości, aby dać wam udział w Moich zasługach.
Msza św. to Ja sam, który przedłużam po­śród was Moje życie i Moją Ofiarę Krzyżową. Bez zasług Mo­jego Życia i Mojej Krwi z czym staniecie przed Oj­cem? Z nicością, z nędzą i grzechem…”
Powinniście przewyższać w cnocie Aniołów i Ar­chaniołów, ponieważ oni nie mają szczęścia przyj­mowania Mnie jako pokarmu, a wy – tak. Oni piją jedną kroplę ze źródła, a wy, mając ła­skę przyjmo­wania Mnie, posiadacie cały ocean, aby z niego pić.”
Inna sprawa, o której mówił z bólem, odno­siła się do osób, które ze swego spotykania się z Nim uczyniły nawyk, utraciły poczucie zdu­mienia wo­bec każdorazowego spotkania się z Nim. Jezus mówił, że rutyna czyni niektóre osoby tak letnimi, że nie mają nic nowego do powiedzenia Mu, kiedy Go przyjmują. Mówił o licznych duszach poświę­conych, które tracą gorliwość rozmiłowania w Panu i czynią ze swego powołania funkcję, zawód, któ­remu od­dają się tylko na tyle, na ile to konieczne, i czy­nią to bez uczucia…
Potem Pan mówił mi o owocach, które po­winna przynieść w nas każda Komunia św. Zdarza się, że ludzie przyjmują Pana codzien­nie, lecz nie zmie­niają swego życia. Poświę­cają wiele godzin na modlitwę i podejmują wiele dzieł, ale ich życie nie ulega zmianie. A życie, które się stale nie przemie­nia, nie wy­daje prawdziwych owoców dla Pana. Łaski, które otrzymujemy w Eucharystii, powinny przynosić owoc nawrócenia i miłości do na­szych bliźnich.
My, świeccy, mamy bardzo ważną rolę do speł­nienia w naszym Kościele. Nie wolno nam milczeć. Pan posłał nas, wszystkich ochrzczonych, abyśmy szli i głosili Dobrą Nowinę. Nie mamy prawa wchła­niać wszystkich tych prawd, a nie da­wać ich pozo­stałym ludziom. Nie możemy pozwolić na to, by nasi bracia umierali z głodu, gdy my posiadamy tyle chleba w na­szych rękach.
Nie wolno nam spokojnie patrzeć, jak rozpada się Kościół, podczas gdy nam jest wygodnie w na­szych parafiach, w naszych domach, gdy przyjmu­jemy tyle razy Pana, Jego Słowo, homilie kapła­nów, odbywamy pielgrzymki, doznajemy Miłosier­dzia Bo­żego w sakramencie spowiedzi, dostępuje­my cudownej jedności dzięki pokarmowi Komunii św., rozmawiamy z tym lub innym kaznodzieją. Innymi słowy, tyle otrzymu­jemy, a nie mamy od­wagi porzucić naszej wygody i udać się do więzie­nia, do aresztu, aby porozmawiać z najbardziej po­trzebują­cym, powiedzieć mu, że nie powinien tra­cić ducha, że urodził się jako katolik i Kościół go potrzebuje, tu cierpiącego, gdyż jego cierpienie przyczyni się do zbawienia in­nych, jego ofiara przy­czyni się do osiągnię­cia przez niego życia wiecz­nego.
Nie umiemy iść tam, gdzie są śmiertelnie chorzy w szpitalach, żeby odmawiając koronkę do Boże­go Miłosierdzia pomagać im naszą modlitwą w tym momencie walki dobra i zła, aby wybawić ich z zasa­dzek i pokus szatań­skich. Każdy konający boi się i umacnia go nawet samo tylko trzymanie jego ręki i mówie­nie mu o miłości Boga i o cudowności, jaka go czeka w Niebie, blisko Jezusa i Maryi, przy jego bliskich, którzy już odeszli. Godzina, w której żyje­my, wymaga porzucenia obojętności. Powinniśmy być przedłużeniem ręki naszych kapłanów, aby iść tam, gdzie oni nie potrafią dotrzeć. Ale do tego, aby mieć odwagę, powin­niśmy przyjmować Jezusa, żyć z Je­zusem, karmić się Jezusem.
Boimy się narażać, a wszystko, bracia, jest w sło­wach Pana: „Szukajcie najpierw Króle­stwa Bożego, a wszystko będzie wam do­dane”.5 Oznacza to, że należy szukać Króle­stwa Bożego wszelkimi środka­mi i wszelkimi sposobami i… otworzyć ręce, aby otrzymać WSZYSTKO jako dodatek, gdyż Pan naj­lepiej płaci – Ten jedyny, który jest uważny na twoje najmniejsze potrzeby.
+  +  +
Bracie i siostro, dziękuję ci, że pozwoliłeś mi speł­nić misję, która została mi zlecona: dać ci poznać te stronice.
Następnym razem, kiedy będziesz uczest­niczyć we Mszy św., przeżyj ją. Wiem, że Pan spełni wobec cie­bie przyrzeczenie, że „nigdy więcej twoja Msza nie będzie taka, jak wcze­śniej”.
Kiedy Go przyjmujesz, kochaj Go. Do­świadcz sło­dyczy odczuwania, jak spoczywasz u Jego boku otwartego dla ciebie po to, aby On mógł ci zostawić Swój Kościół i Swoją Matkę, otworzyć dla ciebie bramy Domu Ojca. Doznaj Jego Miłosiernej Miłości przez to świadectwo i usiłuj Mu odpłacić swoją małą miłością.
Niech Bóg cię błogosławi,
Twoja siostra w Żyjącym Chrystusie
Catalina
Świecka Misjonarka Eucharystycznego Serca Je­zusa
Imprimatur:
Arcybi­skup René Fernández Apaza
Cochabamba, Bolivia – March 1, 1998
 
CHARYZMAT CATALINY RIVAS
I STANOWISKO KOŚCIOŁA WOBEC JEJ PISM
O mieście Cochabamba w Boliwii św. Jan Bo­sko powie­dział: „W górach Ameryki Południowej, pomiędzy 15 a 20 równoleżnikiem, zostaną odkryte wielkie bogactwa, w po­staci minerałów i surowców, jednak prawdziwe znaczenie będą miały nie te, ukryte w ziemi, lecz inne, cenniejsze od złota, któ­rych bogactwo rozciągnie się nie tylko na konty­nent południowoamerykański, lecz również na cały świat, tak że oczy wszystkich będą zwrócone na to miej­sce”.
Catalina jest mieszkanką tego boliwijskiego miasta. Ukończyła jedynie szkołę podstawową, dla­tego kiedy zaczęła spi­sywać teksty o Męce Pana Jezusa, o Eucharystii, o Niebie wzbudziła wielkie zdumienie. Catalina przyznała, że słyszy głos Pana Jezusa i spisuje jedynie to, co od Niego słyszy.
W 1994 r. modląc się pod krzyżem, odczuła pragnienie całkowitego oddania się Jezusowi. Uj­rzała wtedy wielkie światło, które przeszyło jej dłonie i stopy, pozostawiając krwa­wiące rany. Usłyszała głos: „Raduj się z powodu daru, jakim cię obdarzy­łem.” Odtąd pojawiają się na jej ciele stygmaty (na czole, dłoniach i stopach, w boku), a Catalina prze­żywa cierpienia agonii, łącząc się z cierpieniem Je­zusa na Krzyżu. Świadkiem tego zjawiska był w pierwszy piątek stycznia 1996 r. lekarz, Ricardo Ca­stanion, którego świadectwo przyczyniło się do uznania za prawdziwe doświadczeń Cataliny.
9 marca 1995 r. Catalina kupiła gipsową figurkę Pana Je­zusa, z której oczu zaczęły wypływać krwawe łzy. Zjawisko zainteresowało uczonych, któ­rzy na prośbę dziennikarzy po­brali próbki i przeba­dali je w USA i w Australii, stwierdza­jąc w nich obecność ludzkiej krwi. Badania przeprowadzone przez władze kościelne potwierdziły autentyczność wydarze­nia, a niezwykła figurka stoi dziś w kościele w Co­chabamba.
Catalina Rivas zapisuje słowa skierowane do całego świa­ta. Pan Jezus powiedział do niej: „Wieczna miłość szuka dusz, które mogą powiedzieć nowe rzeczy o starych, dobrze zna­nych prawdach… Kto korzysta i zachwyca się nimi, pomaga również i innym czerpać z nich pożytek. Kto ich nie rozumie, jest nadal niewolnikiem złego ducha.”
Słowa przez nią zapisywane nie zawierają nowych prawd, ale przypominają ewangeliczne we­zwanie do nawrócenia, wzywają do przyjęcia Boga i Jego miłości oraz zachęcają do życia zgodnego z dekalogiem, Ewangelią i nauką Kościoła katolic­kiego.
Władze Kościoła głęboko poruszone Bożymi znakami, przekonawszy się po ich zbadaniu, że są one prawdziwe i istotne w ewangelizacji dzisiejszego świata, powołały w Boliwii organizację pod nazwą Apostolat Nowej Ewangeliza­cji, która zajmuje się rozpowszechnianiem Bożego orędzia podyktowa­nego Catalinie.
W najnowszym wydaniu jej książek, do których należy również, Tajemnica Mszy Świętej, arcybi­skup Apaza napisał: „Przeczytaliśmy książki Cata­liny i jesteśmy przekonani, że jedynym ich celem jest prowadzenie nas wszystkich drogą zapoczątkowaną w Ewangelii. Książki te również podkreśla­ją wyjąt­kowe miejsce Dziewicy Maryi – naszego wzoru w naśladowaniu i podążeniu za Jezusem Chrystusem – Matki, której powinniśmy się powierzyć z całkowi­tym zaufaniem i miłością. Książki te pokazują, jak powinien postępować prawdziwie wierzący chrze­ścijanin. Z tych wszystkich wzglę­dów wyrażam zgodę na ich wydrukowanie i dystrybucję oraz pole­cam jako materiał do medytacji i duchowego kierow­nictwa, odpowiadając na wezwanie Pana, który pra­gnie zba­wić wiele dusz, ukazując im, że jest Bogiem żywym, pełnym miłosierdzia i miłości”.
Na podstawie art. „Znaki wzywające do na­wrócenia”, Miłujcie się 3/2004, str. 8-10.
 
Dziękczynienie po Mszy św.
Modlitwa św. Tomasza z Akwinu
Dzięki Ci składam, Panie Ojcze święty, wszechmo­gący, wieczny Boże, za to, żeś mnie grzesznika, nie­godnego sługę swojego, bez żadnej mojej zasługi, a jedynie z Twego miło­sierdzia posilić raczył najdroż­szym Ciałem i Krwią Twojego Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Proszę Cię, niech ta Komunia święta nie stanie się dla mnie wyrokiem potępienia, ale niech będzie dla mnie zbawiennym zadatkiem Twojego przebaczenia, zbroją mojej wiary i pu­klerzem dobrej woli. Niech mnie ona uwolni od mych występków, wyniszczy we mnie pożądli­wość i zmysłowość, a wzmocni miłość i cierpli­wość, pokorę, posłuszeństwo i wszystkie cno­ty. Niech mi będzie mocną obroną przeciw zasadz­kom nieprzyjaciół tak widzialnych, jak niewidzial­nych. Niech całkowicie uspokoi we mnie poruszenia cielesne i duchowe. Niech przez nią mocno przylgnę do Ciebie, jedynego, prawdziwego Boga. Niech wreszcie będzie szczęśliwym zakończeniem mojego życia. Pro­szę Cię także, abyś mnie grzesznika raczył do­prowadzić do tej niewymownej uczty, na której z Twoim Synem i Duchem Świętym jesteś dla swoich wybranych prawdziwą światłością, cał­kowitym nasyceniem, wiekuistym weselem, pełnią szczęścia i radością doskonałą. Amen.
Dziękczynienie po Komunii św. Ojca Pio
Pozostań ze mną, Panie, Twoja bowiem obecność jest mi konieczna, abym o Tobie nie zapominał. Ty wiesz, jak łatwo opuszczam Ciebie.
Pozostań ze mną, Panie, bo jestem słaby i potrze­buję Twojej mocy, abym tak często nie upadał.
Pozostań ze mną, Panie, bo Ty jesteś moim życiem, bo bez Ciebie popadam w znie­chęcenie.
Pozostań ze mną, Panie, bo Ty jesteś moim świa­tłem, bo bez Ciebie pogrążam się w ciemności.
Pozostań ze mną, Panie, aby mi wskazy­wać Twoją wolę.
Pozostań ze mną, Panie, abym mógł sły­szeć Twój głos i iść za Tobą.
Pozostań ze mną, Panie, bo bardzo pragnę Ciebie miłować i zawsze być z Tobą.
Pozostań ze mną, Panie, jeżeli chcesz, abym Ci do­chował wierności.
Pozostań ze mną, Panie, albowiem moja dusza, choć tak biedna pragnie być dla Ciebie miejscem pocie­chy i gniazdem miłości.
Pozostań ze mną, Panie Jezu, albowiem ciemność zapada i dzień się już kończy… to znaczy, że życie mija, a zbliża się śmierć, sąd, wieczność, toteż mu­szę odzyskać siły, by w drodze nie ustać, stąd więc potrzebuję Ciebie.
Ciemność zapada i śmierć się zbliża. Lę­kam się mroków, pokus, oschłości, krzyży, cierpień, toteż tak bardzo pośród nocy i wy­gnania potrzeba mi Ciebie, Panie Jezu. Pozo­stań ze mną, Jezu, ponieważ pośród nocy tego życia, wśród zagrożeń potrzebuję Ciebie.
Spraw, abym poznał Ciebie – tak jak Twoi ucznio­wie – przy łamaniu chleba, to znaczy w Komunii Eu­charystycznej, aby była ona świa­tłem rozpraszającym ciemności, wspierającą mnie siłą i jedyną radością mego serca.
Pozostań ze mną, Panie, ponieważ w go­dzinę śmier­ci chcę być z Tobą zjednoczony przez Komunię albo chociaż przez łaskę i mi­łość.
Pozostań ze mną, Jezu. Nie proszę Cię o Boskie pociechy, bo na nie nie zasługuję, ale o dar Twojej obecności.
O tak! Bardzo Cię o to proszę! Pozostań ze mną, Panie. Ciebie tylko szukam, Twojej miło­ści, Twojej łaski, Twojej woli, Twego Serca, Twego Ducha, bo Ciebie miłuję i nie pragnę in­nej nagrody niż większe­go miłowania Ciebie. Miłością mocną, praktyczną, z całego serca – na ziemi, aby potem zawsze i doskonale miło­wać Ciebie przez całą wieczność.
Modlitwa po Komunii św.
Duszo Chrystusowa, uświęć mnie.
Ciało Chrystusowe, zbaw mnie.
Krwi Chrystusowa, napój mnie.
Wodo z boku Chrystusowego, obmyj mnie.
Męko Chrystusowa, pokrzep mnie.
O dobry Jezu, wysłuchaj mnie.
W ranach Twoich ukryj mnie.
Nie dopuść, abym się oddalił od Ciebie.
Od nieprzyjaciela złośliwego broń mnie.
W godzinę śmierci wezwij mnie.
I każ mi przyjść do siebie, abym ze świę­tymi Twymi chwalił Cię na wieki wieków. Amen.
 
1 Por. Iz 55,10-11.
2 Przebywania z Nim na Kalwarii.
3 Por. J 15,13.
4 Należy odróżnić obecność Jezusa Chry­stusa pod postaciami eucharystycznymi chleba i wina od Jego obecności w naszej duszy. Pod postaciami euchary­stycznymi Chrystus jest obecny tak długo, jak długo ist­nieją te postacie, dopóki nie ulegną one zniszczeniu, np. przez spożycie, co według teologów następuje po kilkuna­stu minutach. Chrystus jednak jest obecny pod postacia­mi eucharystycznymi po to, by przyjść do naszej duszy, by w niej zamieszkać nie na kilka minut, lecz na całą wie­czność.
5 Por, Mt 6,33.