jedną z naszych niedawnych inicjatyw, popartą przez ponad 20 tysięcy Polaków, była petycja do Domu Historii Europejskiej w sprawie bluźnierczego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w tęczowej aureoli.
Obraz jest częścią wystawy czasowej w placówce, która szczyci się się niezależnością, jaką rzekomo gwarantuje jej założyciel, czyli Parlament Europejski.
To zapewne ta niezależność daje jej, zdaniem zarządzających nią urzędników, prawo do podążania drogą prowokacji religijnych i naruszania uczuć osób wierzących.
Taki wniosek można wysnuć z odpowiedzi Rady Nadzorczej Domu Historii Europejskiej, którą niedawno otrzymaliśmy w odpowiedzi na naszą petycję.
Rada po pierwsze odrzuca zasadność naszych i Państwa żądań powołując się na uniewinniający autorkę plakatu wyrok polskiego sądu w sprawie obrazy uczuć religijnych.
Dopuszcza się przy tym pewnego zniekształcenia powodów powstania plakatu-profanacji, pisząc, że był on odpowiedzią na rzekome wypowiedzi anty-LGBT+ polskiego Kościoła. Ma to sugerować, jak rozumiemy, okoliczność usprawiedliwiającą i wyłączającą jakąkolwiek odpowiedzialność jego autorki.
Tymczasem sama autorka przyznała, że jej plakat miał być reakcją na wystrój Grobu Pańskiego w jednym z płockich kościołów, gdzie wśród grzechów (zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego) wymieniono stosunki seksualne z osobami tej samej płci.
Uznała ona, że jest to „zachęta do linczu” i „zrównanie osób LGBT z przestępcami”, czyli zinterpretowała instalację z płockiego kościoła jako nawoływanie do przestępstwa. Nie zdecydowała jednakże powiadomić o tym prokuraturę, ale zaczęła rozprawiać się z Kościołem sama.
Postanowiła bowiem, wokół terenu kościoła na śmietnikach i publicznych toaletach, porozklejać w nocy sprofanowane wizerunki Czarnej Madonny.
Rada Nadzorcza Domu Historii Europejskiej pisze nam, że plakat Matki Boskiej Częstochowskiej został zaprezentowany na wystawie razem z plakatem „Je suis Charlie”, powstałym po zamachu na znaną z prowokacji religijnych redakcję francuskiej gazety „Charlie Hebdo”, w którym zginęło 12 osób.
Rozumiemy z tego, że w ten sposób Rada uważa się za usprawiedliwioną, bo jak pisze – zainspirowała „refleksję nad wolnością wypowiedzi i debatę na temat różnych perspektyw, co stanowi podstawę zdrowego społeczeństwa”.
O ile działania takich osób jak autorka plakatu, które reprezentują tylko siebie i których odpowiedzialność za ład społeczny, czy szacunek dla obowiązującego prawa może być znikoma, o tyle instytucje publiczne, a szczególnie takie jak placówki działające z inicjatywy Parlamentu Europejskiego, nie powinny sobie pozwalać na akty prowokacji religijnych wobec żadnej religii i pod żadnym pozorem.
Było to podkreślane w orzecznictwie samego Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, że obowiązkiem władz publicznych jest zapewnienie ładu religijnego zapobiegającego zamieszkom, konfliktom oraz linczom.
Niestety stanowisko, które przyjęła Rada Nadzorcza Domu Historii Europejskiej nas nie zaskakuje. Pokazuje jeszcze raz, że do rangi religii i kultu państwowego na poziomie Unii Europejskiej urasta dziś ideologia LGBT i jej wyznawcy.
Jak zawsze w takich wypadkach, nowe wierzenia, które mają zastąpić dotychczasowe są uprzywilejowywane przez ich możnych i wpływowych protektorów. I nie inaczej dzieje się tym razem.
Tyle, że ten współczesny kult, budowany wokół skrajnego indywidualizmu, rozczłonkowywania tożsamości ludzkiej na setki i tysiące osobistych konstruktów oraz pogłębiania i polaryzowania społeczeństw wokół kwestii obyczajowych, seksualnych, czy płciowych jest drogą do destrukcji każdej wspólnoty.
„Każde królestwo wewnętrznie skłócone pustoszeje i dom na dom się wali. … Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, ten rozprasza.”
Bardzo dziękuję Państwu za to ogromne zaangażowanie w ochronę drogich wszystkim ludziom wiary symboli i ikon.
Nawet jeśli tym razem nie potrafiliśmy ich obronić przed nowym kulturowym kolonializmem, to nic nie zwalnia nas z podejmowania wysiłków za każdym razem, kiedy mamy i będziemy mieli do czynienia z kolejnymi na nie atakami.