jeśli ta grupa „W” tak robi. To może być ta wojenka?!
O wylocie najemników z Grupy Wagnera z Afryki poinformował portal thedailybeast.com.
Powołując się na informacje przekazane od oficerów armii Republiki Środkowoafrykańskiej portal twierdzi, że do Europy lecą „tuziny” najemników.Nazwa Grupa Wagnera, której powstanie łączy się z konfliktem w Donbasie i na Krymie, często pojawia się w mediach i analizach. Nazywani – nie do końca słusznie – „prywatną armią Putina” wagnerowcy są straszakiem, po który chętnie sięga Kreml tam, gdzie nie może działać na pełną skalę.
Grupa Wagnera realizuje elementy polityki zagranicznej Rosji poza granicami kraju tam, gdzie nie może działać oficjalnie Kreml czy rosyjska armia. Oczywiście realizują działania zbrojne, ale to także zadania i misje szkoleniowe czy „doradcze”. Innymi słowy pojawiają się tam, gdzie Rosja chce zademonstrować swoją obecność, ale nie w sposób jawny i otwarty. Ma to ten plus, że od najemników łatwiej się odciąć, niż od regularnego wojska – tłumaczy o2.pl Konrad Muzyka z think-tanku Rochan Consulting.
Dodaje, że informacja o ich przerzucie do Europy jest w tym momencie trudna do zweryfikowania. Nawet jednak jeśli byłaby prawdziwa, to… właściwie niczego to zmienia, bo przy całym rosyjskim potencjale, zgromadzonym dookoła Ukrainy, ich obecność niczego nie zmienia.
Jako grupa bazującą na działaniach OSINT-owych (open source intelligence; działania na źródłach otwartych – red.), jesteśmy kilka dni „do tyłu”. Ale nawet gdyby faktycznie ruszali na Ukrainę to… w zasadzie co z tego? W mojej ocenie, nawet gdyby tak było, to biorąc pod uwagę co dzieje się na granicy rosyjsko-ukraińskiej, ich obecność byłaby tam najmniejszym problemem. Przypomnę, że dookoła Ukrainy zgromadzonych jest około 130 tys. rosyjskich żołnierzy. To będzie clou. To jest główna siła. A kilkudziesięciu wagnerowców więcej? Znajmy umiar. Mogą pełnić np. funkcję zabezpieczenia tyłów regularnej armii lub wykonywać małe operacje specjalne, ale to raczej kwiatek do kożucha, niż realne, główne zagrożenie – dodaje Muzyka.
Inny, pragnący zachować anonimowość analityk, mówi wprost, by nie zawracać mu głowy plotkami medialnymi. Przekonuje, że domniemana obecność wagnerowców na Ukrainie to „dezinformacja, taka sama jak z krwią magazynowaną niby przez Rosjan przy granicy z Ukrainą”.
Podobnie jak Konrad Muzyka przekonuje, że nawet jeśli kilkudziesięciu lub kilkuset najemników faktycznie przyleciałoby na Ukrainę, to w rachunku sił nie ma to realnego znaczenia. Wskazuje też na inną kwestie, mogącą zadawać kłam doniesieniom thedailybeast.com: akurat w Afryce Rosja swoich najemników potrzebuje obecnie bardziej niż na Ukrainie.
Po tym, jak rząd Mali odciął się od protektoratu Francji (do wyjazdu z kraju wezwany został ambasador Francji), rządząca Mali wojskowa junta poprosiła o pomoc… właśnie Rosję. A do walki z islamskimi radykałami z ISIS czy Al-Kaidy, których w Afryce nie brakuje, wagnerowcy nadają się idealnie. Wpiszą się także świetnie w opisane przez Konrada Muzykę działania nie z pełną mocą, a wyrażającą rosyjską siłę. Tym bardziej, że Rosja mocno rozszerza swoją działalność na terenie Afryki.
Grupa Wagnera – SS i „kucharz Putina”
O rosyjskich „najemnikach od brudnej roboty” wiadomo stosunkowo niewiele. Samo określenie Grupa Wagnera jest nieco mylące, bowiem w jej skład wchodzi kilka lub kilkanaście podgrup i firm. Jej twórcą ma być podpułkownik Dmitrij Utkin. To były oficer GRU (rosyjskiego wywiadu wojskowego), spadochroniarz i neonazista, który na obojczyku wytatuowany ma symbol SS. Nieznana jest dokładna liczebność grupy.
Neonazistowskie ciągoty zdarzają się w grupie częściej. Nie tylko Utkin (nazywany Wagnerem) flirtuje lub flirtował ze zbrodniczą ideologią.
Inny zidentyfikowany członek grupy Aleksander Woskanian również był oskarżany o neonazistowskie ciągoty. Był członkiem m.in. neonazistowskiej „milicji” o nazwie Rusich. Także walczył na wschodzie Ukrainy i w Syrii.
Wiadomo, że grupa walczyła w Syrii, po stronie reżimu Baszara al-Assada. Niemal dokładnie cztery lata temu duży oddział najemników grupy został dosłownie zmasakrowany przez siły amerykańskie niedaleko syryjskiego miasta Deir ez-Zor. Rosjanie i syryjskie wojska Assada miały wdać się w potyczkę z Amerykanami, którzy wezwali wsparcie powietrzne. Na głowy Rosjan posypały się bomby i pociski, a liczba ofiar szacowana była na nawet 130 wagnerowców. Niemal na pewno wagnerowcy mieli też brać udział w walkach na wschodzie Ukrainy.
Ciekawy przypadek z ich udziałem miał miejsce w 2020 r. na Białorusi. Wtedy to białoruskie KGB i inne służby zatrzymały 33 Rosjan w sanatorium pod Mińskiem. Zatrzymani mieli być właśnie członkami Grupy Wagnera, a ich cele opisano mgliście jako „działanie destabilizujące Białoruś przed i po wyborach prezydenckich”. Wszyscy trafili później z powrotem do Rosji.
Bojownicy grupy byli w przeszłości widziani także w Mali, Mozambiku, Rwandzie i Wenezueli. Walczyć mieli również w Libii i Sudanie. W Ameryce Południowej chronili m.in. prezydenta tego kraju, Nicolasa Maduro i pilnowali instalacji naftowych. Grupa zajmuje się także „ochroną” kopalń surowców w Afryce. De facto jednak pilnuje interesów Rosji i oligarchów, łupiących afrykańskie kraje z dóbr naturalnych.
Co ciekawe, oficjalnie formacja nie istnieje. W Rosji działalność prywatnych firm wojskowych jest zakazana. Jednak grupa ma potężne wsparcie. Jej admiratorem jest Jewgienij Prigożyn – biznesmen i oligarcha, nazywany „kucharzem Putina”, który w latach 90…. handlował hot-dogami. Później dostarczał zaopatrzenie żywnościowe do armii rosyjskiej i szkół.
Jewgienij Prigożyn (z pr.) i Władimir Putin (Wikimedia)
Bojowników oskarżano m.in. o morderstwa oraz tortury w Syrii i Afryce. Jednego z syryjskich więźniów najpierw skatowali młotkiem, następnie zamordowali, a ciało rozczłonkowali, powiesili i spalili. Film z tego wstrząsającego wydarzenia trafił do internetu.
Zbrodnie rosyjskich najemników w Syrii (YouTube, CNN)
Zobacz także: Eskalacja napięcia na granicy Rosji i Ukrainy. Relacja żołnierza z Donbasu