Sytuacja, w której pracodawca będzie mógł zwolnić pracownika za brak szczepień oznacza uruchomienie ciągu katastrofalnych skutków społecznych.
Tysiące ojców, którzy są jedynymi żywicielami swoich rodzin, mogą zostać z dnia na dzień pozbawieni pracy.
Ilu z nich w konsekwencji popadnie w alkoholizm lub inne używki? Ilu z nich doprowadzi to do depresji i zerwania kontaktów z rodziną i przyjaciółmi?
Wreszcie, ilu z nich zostanie porzuconych przez żony, które mogą mieć odmienne zdanie na temat szczepień? O ile wzrośnie liczba rozwodów?…
Zwracam uwagę w tym momencie na pracowników służby zdrowia. Bo to oni, zgodnie z podpisanym 22 grudnia rozporządzeniem, od 1 marca będą musieli być w pełni zaszczepionymi, aby dalej móc wykonywać swoje zawody.
W 2019 roku Naczelna Izba Lekarska alarmowała, że w Polsce brakuje 68 000 lekarzy. Wśród głównych „brakujących” specjalizacji wymieniano m.in. onkologów, hematologów i pulmonologów dziecięcych.
Problem braku dotyczy też pielęgniarek. Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych we wrześniu wskazywała, że gdyby dziś z pracy zrezygnowały pielęgniarki, które nabyły uprawnienia emerytalne, to 280, podkreślam 280, placówek musiałoby zawiesić działalność.
Nie jest tajemnicą, że wielu lekarzy i wiele osób z personelu medycznego ma duże wątpliwości odnośnie skuteczności i skutków szczepień.
Jeśli zatem ci medycy i te pielęgniarki wybiorą życie w zgodzie z własnym sumieniem, to o ile wydłuży się czas czekania na wizytę u specjalisty?
Kto zdaniem rządowych decydentów będzie się zajmować w szpitalu hospitalizowanymi chorymi z naszych rodzin?
Wprowadzanie tego przymusu może pogłębić zapaść służby zdrowia, a na pewno dotknie to rodzin tysięcy pracowników służby zdrowia, którzy w imię sprzeciwu sumienia nie zgodzą się na zaszczepienie. Uderzy to także w tysiące polskich rodzin, którym zostanie utrudniony dostęp do pomocy specjalistów medycznych – i to nie tylko tych leczących najpopularniejszą ostatnio chorobę.